Kobieta z kabiny dziesiątej

Czytało mi się ją niezwykle przyjemnie i szybko, czułam lekkie napięcie i oczywiście zostałam zaskoczona.

Mroczny i lekko klaustrofobiczny klimacik bardzo mi odpowiadał.

W czasie rejsu, na pokładzie ekskluzywnego jachtu "Aurora" zostało popełnione morderstwo.

Lo Blacklock alarmuje szefa ochrony o ciele wyrzuconym przez burtę i o zaginionej dziewczynie z kabiny dziesiątej, niestety nikt jej nie wierzy. Próbuje na własną rękę prowadzić śledztwo i szykuje się do zejścia na ląd w pierwszym możliwym porcie, aby zgłosić sprawę na policję.

Kiedy rejs Aurory się kończy dziennikarki nie ma wśród pasażerów opuszczających pokład....

Lo Blacklock jest dziennikarką i właśnie dostała niecodzienną szansę na rozwinięcie swojej kariery. Spędzi tydzień na luksusowym, kameralnym rejsie. Wszystko zapowiada się cudownie, jednak Lo staje się przypadkowym świadkiem zaginięcia jednej z pasażerek.

Kto nie chciałby płynąć takim statkiem jak Aurora w którym kabiny są urządzone znacznie lepiej niż większość mieszkań, a posiłki wykwintne? Na dodatek wszędzie otaczające morze, które kocham.

Autorka świetnie sobie poradziła z klaustrofobicznym klimatem jakim jest statek, oczami wyobraźni widziałam to wszystko i pozazdrościłam paseżerom takich luksusów, choć sztormów już niekoniecznie.

Największy jednak problem miałam z główną bohaterką, której zachowanie było irracjonalne przez co nie wiedziałam, czy wszystkie wydarzenia są prawdziwe, czy tylko wytworem jej wyobraźni. Sposób w jaki się sprawowała sprawił, że nie traktowałam jej do końca poważnie i nie polubiłam się z jej postacią, a niestety odgrywała największą rolę. Rozumiem, że to był celowy zabieg, aby zmylić czytelnika, aczkolwiek dalej jestem na nie.

Mamy w historii również przedstawionych pobocznych bohaterów, którzy niczym szczególnym się nie wyróżniali i tak naprawdę nie wiadomo, po co ich aż tyle było. Nic tak naprawdę nie wnieśli do fabuły.

Akcja natomiast jest rozwleczona, przez większość czasu totalnie nic się nie dzieje. Liczyłam na lepszą intrygę, napięcie i szokujące zwroty akcji - tego niestety nie dostałam, a zakończenie właściwie nie ma sensu. Można było to wszystko rozwiązać w inny, bardziej logiczny sposób.

Nie znam wcześniejszych książek Ruth, więc nie mam porównania z innymi, ale ja dobrze spędziłam z tą historią czas. Mimo początkowego znużenia, od kiedy Lo miała przykry incydent nocy poczułam się zaintrygowana fabułą. Byłam ciekawa rozwiązania zagadki, kim jest owa kobieta z kabiny dziesiątej. Autorka stworzyła gęstą, klaustrofobiczną atmosferę. Można odnieść wrażenie, że wszyscy się zmówili przeciw głównej bohaterce i uparcie twierdzą, że nikogo więcej na statku nie było. Zagadka kryminalna była sprawnie poprowadzona, a rozwiązanie mnie satysfakcjonuje, co więcej im bardziej zagłębiamy się w fabułę tym bardziej napięcie rośnie. Ruth stworzyła silną kobiecą postać, która popełnia błędy, posiada wady, przez które staje się bardziej realna. Miałam różne odczucia względem niej, początkowo nie zapałałam sympatią, przez to jak przedmiotowo potraktowała swojego chłopaka, ale z biegiem czasu zaczęłam jej kibicować.

„Kobieta z kabiny dziesiątej” to misternie skonstruowany thriller z zaskakującymi zwrotami akcji i bardzo ciekawym miejscem fabuły. Gwarantuje, że dobrze spędzicie z nią czas, polecam.

"Kobieta z kabiny dziesiątej" Ruth Ware to świetnie skonstruowany thriller psychologiczny, w którym jednym z głównych elementów budujących napięcie jest klaustrofobiczna atmosfera. Intensyfikuje się ona wraz z kolejnymi stronami, a Autorka każdy z elementów powieści skoncentrowała właśnie na tym doznaniu.

Ruth Ware umiejętnie wykorzystuje zamkniętą przestrzeń luksusowego statku. Efekt klaustrofobii buduje poprzez detaliczne opisy wnętrz, które, mimo swojego luksusu, stają się miejscem niepokoju i ograniczeń. Opisuje małe, zamknięte przestrzenie, takie jak kabiny, które zamiast poczucia intymności, wywołują wrażenie pułapki. A że na statku rozgrywa się większość akcji, poczucie uwięzienia i izolacji będzie towarzyszyło czytelnikowi przez całą powieść.

Klaustrofobiczna atmosfera jest dodatkowo potęgowana przez narrację skupiającą się na wewnętrznych przeżyciach i emocjach głównej bohaterki. Jej stan psychiczny, wzmocniony przez wcześniejsze traumatyczne przeżycie i obawy, że jej obserwacje mogą być niewiarygodne, dodaje do historii element paranoi. Czytelnik, podobnie jak Lo, zaczyna kwestionować rzeczywistość i własne odczucia, co sprawia, że napięcie wzrasta.

Z głównym ciągiem fabularnym Autorka przeplata skrawki informacji z zewnątrz. Mogą one być chwilowym oddechem od dusznej atmosfery, ale jednocześnie zwiększają poczucie pewnej nieuchronności.

Podsumowując, "Kobieta z kabiny dziesiątej" to thriller psychologiczny, w którym nie tyle zewnętrzne wydarzenia, co wewnętrzny świat głównej bohaterki i klaustrofobiczna atmosfera stanowią o sile narracji. Szczerze polecam fanom gatunku!

Kiedy Laura Blacklock przyjęła swoje dziennikarskie, podróżnicze zlecenie, polegające na spędzeniu czasu na ekskluzywnym statku rejsowym, wśród elity, krążąc po skandynawskich fiordach, była podekscytowana. Luksus, gigantyczne jacuzzi, noce w pięknych, wieczorowych sukniach, brzmi jak marzenie prawda? Kiedy jednak w bezsenna nic docierają do niej odgłosy wyrzucanego poza burtę ciała, krzyk i odnajduje ślady krwi, statek staje się dla niej pułapką.

Ta historia od początku trzyma w napięciu i nie pozwala odetchnąć. Stopniowo odkrywane karty budują napięcie, a ujawnianie tajemnic bohaterów rzuca podejrzenia na co chwilę nowe osoby. Autor wiedzie nas za nos niczym małe dzieci. Bijemy się z myślami, czy oby na pewno to wszystko się wydarzyło, by za chwilę odnaleźć kolejny dowód i iść powoli po włóczce do kłębka.

Świetne, mocne postacie i silnych charakterach, zmylajace czytelnika zabiegi oraz ciekawa fabuła zasługują na uwagę. Bardzo realistyczna, stawiająca na silne kobiety historia.

Bardzo się zastanowię nad udziałem w tego typu wycieczkach 😆

Zarys być może jest już znany, w końcu kryminał z miejscem akcji na luksusowym statku podczas rejsu, jednak po krótkiej chwili można zdać sobie sprawę, że tutaj przewidywalność się kończy. Super skonstruowana powieść wraz z bohaterami. Do samego końca trzyma w napięciu, a zakończenie raczej nie przeszło mi przez myśl wcześniej.

Od thrillera można wymagać głównie zaskakującej fabuły i stylu pisania, który nie pozwoli się oderwać od pierwszej strony aż do ostatniej. "Kobieta z kabiny dziesiątej" pozostaje nieprzewidywalna i choć niektóre zwroty akcji mogą wydawać się przekombinowane, to wciąż czyta się ją przyjemnie. Zdecydowanie trzyma poziom, do którego przyzwyczaiła nas Ruth Ware.

Znacie twórczość Ruth Ware? Jeśli tak, to który tytuł jest Waszym ulubiony?

📖 Póki co jestem na półmetku, trzy książki za mną, trzy przede mną, mowa o tych wydanych po polsku i rozmawiając z Wami najbardziej nie mogę się doczekać. kiedy poznam historię „Pod kluczem”! Ale póki co skupmy się na Kobiecie z kabiny dziesiątej. 😉

„Jak znaleźć kogoś, kogo nigdy tu nie było?” - nie ukrywam to zdanie bardzo mnie zaintrygowało, bo jak ktoś może się zgubić na takiej małej przestrzeni, na statku?

Wszystko zapowiadało się wybornie. Rejs luksusowym statkiem, kilka dni spędzonych na morzu w kameralnym gronie, pyszne jedzenie, zabiegi w spa, ale Lo Blacklock pewnego razu widzi ślady krwi i kobietę, która zostaje wyrzucana za burtę. Od tego momentu dąży do odkrycia prawdy, choć nikt nie chce jej pomóc, przecież nikogo nie brakuje, wszyscy pasażerowi i załoga cały czas są na pokładzie… Co zatem się wydarzyło, czy dziewczyna miała omamy, a może znalazła się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie?

Autorka potrafi w niezwykły sposób oczarować czytelnika, sprawia, że niemalże stajemy się jednym z bohaterów. Przysłuchiwałam się rozważaniom Lo, chciałam jej jakoś pomóc, w końcu to uczucie, kiedy nikt Ci nie chce uwierzyć jest bardzo nieprzyjemne. Co też musiało dziać się w jej głowie, przecież to widziała! a może jej umysł płatał figle? Powoli stawiamy kolejne kroki w „prywatnym śledztwie”, które jest niebezpieczne, czy można zaufać innym pasażerom, a może każdy chce, żeby Lo okazała się wariatką. Brak zasięgu i kontaktu z innymi, tymi którzy pozostali na lądzie potęguje poczucie wyobcowania i samotności.

Motyw małej, zamkniętej przestrzeni dodał tej historii duszności, napięcia i poczucia strachu. Ogromnie byłam ciekawa do czego to wszystko zmierza i tak kolejny raz Ruth Ware zaprowadziła mnie w kozi róg, zaskoczyła i sprawiła, że przede wszystkim to była świetna rozrywka.

Dodatkowo wprowadzenie zapisków maili, czy pojawiających się w internecie różnych komentarzy potęguje uczucie niepewności i tego, że faktycznie wydarzyło się coś bardzo złego… ale co konkretnie? Sprawdźcie 🙂

Czytając tę książkę, ciągle czułam dreszczyk emocji. Niecierpliwie czekałam na zakończenie, by w końcu dowiedzieć się, czy przedstawione w niej drastyczne wydarzenia są prawdą, czy tylko wizją głównej bohaterki, zmagająca się z różnymi zaburzeniami. Podobało mi się również to, że nie ma tu miejsca na przypadkowe osoby i zbędne motywy.

Znakomita lektura, Ruth Ware doskonale wie, jak trzymać czytelnika w napięciu, by nie mógł oderwać się od książki. Historia zapowiada się bardzo przyjemnie - luksusowy rejs, piękny widok rozpościerający się na każdą stronę Morza Północnego. Wszystko jest idealne, dopóki główna bohaterka nie widzi czegoś, co nie powinno mieć miejsca w takich okolicznościach. Ale życie na statku toczy się dalej, zupełnie jakby nic się nie stało. Co jeszcze się wydarzy? Sprawdźcie sami. Gorąco polecam!

Horror rozgrywa się na pokładzie luksusowego statku wycieczkowego. Taka współczesna wersja zagadek kryminalnych w stylu Agaty Christie. Bardzo fajnie napisana książeczka, pomysłowa fabuła, idealna na wieczorne czytanie przed snem. Momentami nawet mrozi krew w żyłach, więc warto sięgnąć, żeby oderwać się od codzienności.

W ostatnim czasie przeczytałam "Kobietę z kabiny dziesiątej" autorstwa Ruth Ware i cóż... To dla mnie kolejna pozycja z gatunku "przeczytać, zapomnieć". Może znów miałam za wysokie oczekiwania, albo po prostu twórczość autorki nie jest dla mnie.

W trakcie lektury, czas spędzamy z Lo Blacklock - dziennikarką i naszą główną bohaterką. Kobieta, w ramach swojej pracy, otrzymuje szansę spędzenia tygodnia na luksusowym statku. Ekskluzywne otoczenie, eleganccy i uprzejmi współpasażerowie, uczynna obsługa, wymarzona pogoda, czyste i dostojne niebo oraz woda... Same plusy. Blacklock to szczęściara, prawda? Zdecydowanie. Do czasu... Zmieniająca się pogoda to niezaprzeczalny zwiastun tego, że chyba stało się coś złego... Lo jest świadkiem przerażającego zdarzenia: ktoś wyrzuca ciało jakiejś kobiety za burtę. Kto? I kim jest ofiara? A może to wszystko tylko się wydawało? Dziennikarka odkryje prawdę czy zacznie popadać w obłęd? Inni uczestnicy rejsu wydają się być spokojni, czują się bezpieczni i kompletnie nikt nie słyszał o tragedii. Czy ktoś uwierzy Lo?

W kryminałach i thrillerach bardzo lubię, gdy akcja dzieje się w zamkniętych, często niedostępnych miejscach. Tutaj mamy statek wycieczkowy, więc idealnie! Klaustrofobiczna atmosfera potęguje niepokój i lęk. I faktycznie, od samego początku ów niepokój był ze mną, a zaciekawienie rosło z każdą kolejną stroną. Co więc stało się, że ostatecznie oceniam tę książkę jako średnią? Zawiodło mnie to, na co liczę w powieściach najbardziej: zakończenie. Nie pierwszy raz mam wrażenie, że było ono pisane i wymyślane na szybko, byle tylko już zakończyć "Kobietę...". Ware oczywiście raczy nas ciekawymi momentami, sytuacjami, które potrafią trzymać w aurze lęku i niepewności. Ale to dla mnie troszkę za mało. Sama postać Lo, jak dla mnie - kobieta niesamowicie irytująca, żeby nie powiedzieć głupia. Nie i jeszcze raz nie dla głównej bohaterki. Odbiłam się niestety od tej pozycji.

Super klimat morskiego rejsu! Uwielbiam wątki podróżnicze, więc pod tym względem trafiłam idealnie. Sama akcja w porządku, momentami trochę się dłużyła, mimo że cała  historia jest dosyć zwięzła. Ogólnie książka bardzo przyjemna do lektury, wciągająca i zapewniająca dobrą rozrywkę. Ruth Ware jak zwykle nie zawiodła oczekiwań. 

Tytułowa kabina na statku klasy VIP może rzeczywiście przerazić. Jak na thriller, to strzał w samo serce. Nie można się nudzić, więc nie żal wydanych pieniążków. Polecić warto i przeczytać też. W sumie zaciekawić może już początek i na szczęście do końca trzyma w napięciu, jak na czarny kryminał przystało.

Jako że akcja książki rozgrywa się na statku wycieczkowym, zdecydowanie wywołuje to dreszcz niepokoju u czytelnika i wrażenie zamknięcia. Bowiem główna bohaterka, która była świadkiem zbrodni, znajduje się na jednym pokładzie z tajemniczym mordercą. Tempo, w którym fabuła nabiera rozpędu, nie pozwala na ani chwilę nudy.

Lo Blacklog, dziennikarka magazynu podróżniczego dostaje ofertę tygodniowego pobytu na luksusowym jachcie Aurora Borealis należącego do Richarda Bullmera, męża dziedziczki wielkiej fortuny. W zamian za ten kameralny rejs Lo jest zobowiązana do napisania artykułu o tym evencie. Po kilku dniach pełnych towarzyskich spędów i innych cielesnych przyjemności kobieta staje się świadkiem niebywałej zbrodni. Co wydarzyło się na statku Aurora i kim jest kobieta z kabiny dziesiątej?

Przyznam, że z książek Ruth Ware znałam tylko „Ta dziewczyna” i bardzo dobrze mi się ją czytało więc bez wahania sięgnęłam bo „Kobietę…” licząc na kolejną świetnie dopracowaną fabułę i nieoczywiste zwroty akcji i wiecie co? Nie zawiodłam się.

Autorka zbudowała bardzo mroczny, klaustrofobiczny klimat domestic noir. Kobieta w pułapce bez wyjścia jaką jest statek na pełnym morzu, zbrodnia o której wie tylko ona sama i tajemnicza kobieta której nikt z obsługi ani współpasażerów nie widział. Przerażająca sytuacja!

Bardzo lubię takie trudne do rozwiązania zagadki kryminalne gdzie bohater mocno musi się nagłowić! Książka mocno trzyma w napięciu, do końca nie wiemy czy bohaterka może komuś zaufać, jest w potrzasku, no totalne szaleństwo!

Muszę przyznać że ostatnie strony czytałam na wdechu, autorka genialnie poprowadziła fabułę! Cieszę się że książka ponownie pojawiła się na rynku w nowym wydaniu, zdecydowanie takie historie zasługują na wznowienie!

Ostatnie strony książki są jak jakiś szalony film akcji z Brucem Willisem, tyle się dzieje że nie wiadomo jak skończy się ta powieść.

Nie mogę Wam zdradzać z fabuły zbyt dużo ale powiem Wam tylko że warto sięgnąć po „Kobietę z kabiny dziesiątej” bo zapewni Wam niezapomniane wrażenia. Radzę jednak czytać raczej na kanapie z herbatką w dłoni a nie na statku na pełnym morzu 😁

Mocne polecanko! 👌🏻