Autorka powieści, Joanna Bator, mówi, że przed napisaniem nieustannie prześladowała ją fraza “zniknęła bez śladu”. Słowa te tkwiły w jej głowie i były tak dokuczliwe, że w końcu postanowiła wysnuć z tego historię.
Tak powstała “Wyspa łza od nowa” – opowieść o wędrówce śladami Sandry Valentine, dziewczyny z Nowego Jorku, która w 1989 roku przepadła bez śladu na Sri Lance.
Sandra była młodą mieszkanką Manhattanu, niezależną, odnoszącą sukcesy businesswoman. Miała świetną pracę, udane życie, ale zawsze czuła, że czegoś w nim brakuje. Latem 1988 roku postanowiła więc wyruszyć na krańce świata, do odległych miejsc, w których miała nadzieję odnaleźć głębszy sens życia. Podróżowała do Australii, Nowej Zelandii, Japonii, Chin, odwiedziła Tajlandię, Singapur, Indie. A gdy w końcu dotarła na Sri Lankę, maleńką wyspę w kształcie łzy na Oceanie Indyjskim, zaginęła. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Do dziś nie wiadomo, co się z nią stało, nie odnaleziono ani ciała, ani nawet żadnego tropu.
Joannę Bator zafascynowało to tajemnicze zniknięcie – zdecydowała wraz z fotografem odwiedzić odległą wyspę-łzę i poszukać śladów Sandry. Efektem jest oryginalna powieść, będąca mieszanką kryminału, reportażu i bardzo osobistych refleksji. Historia zaginionej Amerykanki staje się dla pisarki inspiracją do opowieści o niej samej: o samotności, smutku, zmaganiach z depresją. Uosobieniem tej melancholii jest pojawiająca się na kartach książki postać mrocznej bliźniaczki pisarki, chimerycznej i nieprzewidywalnej, towarzyszącej jej niczym cień na każdym zakręcie życia. Książkę na pewno docenią wielbiciele gęstego stylu prozy Joanny Bator, a dodatkowym atutem są tu niewątpliwie przepiękne fotografie Adama Golca, pokazujące tropikalną wyspę w nieoczywistych ujęciach, jakich próżno szukać w turystycznych folderach czy albumach.
Fragmenty książki
Są podróże, które nigdy się nie kończą. Mimo iż przeszło się od punktu A do B, jak się planowało, spakowało i rozpakowało się bagaże, pozostaje świadomość, że wędrówka była jeśli nie zupełnie daremna, to jednak pozostawiła dojmujące uczucie niedosytu, niedopowiedzenia, wręcz klęski, jak jedno z tych rozstań, w których zbyt pochopnie zamknęło się za kimś drzwi, czy, co gorsza, zamknięto je za nami. Taka była dla mnie Wyspa Łza.
***
A gdyby tekst naprawić jak rozbitą czarkę do herbaty?” Od tego pytania zaczyna się nowa odsłona podróży sprzed kilku lat. Japońska metoda kintsugi, w której używa się żywicy i złota, opisana przez Joannę Bator w powieści Purezento, w Wyspie Łzie od nowa staje się techniką literacką. W nowej wersji tej osobistej opowieści autorka sięga głębiej w rodzinną historię i opowiada, dokąd zaprowadziła ją droga, która wtedy wydawała jej się klęską, a z perspektywy czasu okazała się przemianą: Dziś te dni w szklanym domu koło Gale, kończące wyprawę, gdy już wiedziałam, że pierwszy raz nie zdołam wpasować się w podróż jak dłoń w rękawiczkę i do jej kresu będę cała samą siebie uwierać w tym pięknie, w dźwiękach tropikalnej nocy przecinanej przez buddyjskie śpiewy z pobliskiej świątyni, wydają mi się kluczowe dla Wyspy Łzy. To, co brałam za klęskę było zrzucaniem skóry, metamorfozą, w wyniku której i ta, ja, która tam pojechała śladem Sandry Valentine, znikała bez śladu.
O książce
Naprawdę można od tego zwariować.
Karolina Sulej, "Wysokie Obcasy"
O autorce
Joanna Bator przyzwyczaiła nas już do poszukiwań uniwersalnej prawdy o człowieku, kryjącej się pod płaszczami różnych kultur. Akcja jej najgłośniejszych powieści jest osadzona w rodzinnym Wałbrzychu – tam właśnie rozgrywają się wydarzenia “Piaskowej góry” czy “Ciemno, prawie noc”, uhonorowanej Nagrodą Literacką Nike. Bator ma również na koncie cenione pozycje antropologiczne, takie jak nagradzany “Japoński wachlarz”, zamknięta w kulturowych esejach relacja z jej pobytu w Japonii. Efektem licznych podróży po świecie pisarki są także reportaże, z których wiele zebrano w tomie “Rekin z parku Yoyogi”.