"Psy Prewencji" to książka, która powstała bez patronatu i zgody KGP oraz MSWiA.
Tekst książki próbowano ocenzurować, naciskano autora na usunięcie wielu stron, których treść może zaszkodzić wizerunkowi Policji. Przełożeni i komendanci w kilku komendach powiatowych, miejskich i wojewódzkich nieoficjalnie wydali zakaz czytania tej książki przez funkcjonariuszy.
"Psy Prewencji" to opowieść o pełnej sprzeczności służbie w Policji. Wydarzenia, które zostały w niej opisane, są w 80% oparte na faktach. To doświadczeniach autora i jego kolegów z “firmy”.
Były funkcjonariusz, Norbert Grzegorz Kościesza, pisze między innymi o młodych ludziach, którzy są pełni zapału i chęci do służby. To właśnie tych idealistów, najbardziej rozczarowuje zderzenie z policyjną rzeczywistością, w której króluje kolesiostwo i nepotyzm. To trudna praca, która z jednej strony jest brutalna, z drugiej smutna, a bardzo często zakrawa na farsę.
“Psy Prewencji” to swoisty komentarz dotyczący tego, co się dzieje w polskiej Policji, a nie zawsze dzieje się tam dobrze. Policja to miejsce pełne funkcjonariuszy zniechęconych, zawiedzionych i wykończonych pracą, która wyniszcza nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
Kościesza książkowym odpowiednikiom prawdziwych osób nadaje nowe imiona i pseudonimy. Robi to po to, żeby nie zdradzać osób, które nadal pełnią służbę w Policji. Jednak zainteresowani z łatwością mogą odnaleźć siebie, swoich kolegów i przełożonych w opowiadanych przez autora historiach.
Autor "Psów Prewencji", Norbert Grzegorz Kościesza, były policjant i twórca książek dla dzieci, jest jednym z rozmówców Anny Borkowskiej-Minko w reportażu TVN24 z cyklu "Czarno na białym", który dotyczy pracy policjantów w Pomieszczeniu dla Osób Zatrzymanych w komendzie w Białymstoku. Cały materiał można zobaczyć tutaj >>
Fragment książki
KSIĄŻKA NIEWSKAZANA DLA OSÓB WRAŻLIWYCH I PONIŻEJ 16 ROKU ŻYCIA!
— Jaaa pie...lę, co za, k...a, chamstwo, ty św...o pie...lona… — rozdarł się stary, plując przy tym na wszystkich wokoło.
Odsunąłem się z zatrzymanymi dwa kroki do tyłu. Komendant przybliżył się do Pastorała i darł mu się prosto w twarz:
— Ja cię, ja cię… będziesz szlifował bruki do końca życia, ty, ty…
— Komendant mnie nie straszy i nie pluje. — Wytarł twarz rękawem. — Chodziłem za poprzedniego komendanta i jeszcze za poprzedniego, to i teraz mogę. Komendantem się bywa, a policjantem się jest. — Spojrzał Capowi prosto w oczy. — Przeżyjemy i pana, prędzej czy później pójdzie pan na emeryturkę i się gdzieś spotkamy…
— Teraz ty mnie straszysz! — krzyczał wściekły. — Słyszeliście? — Rozejrzał się dookoła.
— Ja nic nie słyszałem — pokręciłem głową, wciąż się śmiejąc. — A wy, chłopaki? — zapytałem złodziejaszków.
— My też nic — odparli ponownie chórem. A oni co? Bracia? — pomyślałem.
Stary spojrzał na dyżurkę, ale zanim to zrobił, to Kazek już zamknął okienko i schował się za monitorem komputera, udając, że nic nie widzi ani nie słyszy. Jak te trzy małpiszony, co sprzedają w pamiątkowym na osiedlu u Bogusia — przemknęło mi przez głowę — nic nie słyszę, nie mówię ani nie widzę. Widać było jak łby się trzęsły ze śmiechu dyżurnym.
— Za pół godziny obaj do mnie, ja wam, k...a, pokażę. — Zebrał się w sobie i w kilku skokach pokonał schody biegnące na górę.
— Ha, ha, ha, ha — teraz już ryczałem ze śmiechu, a jeńcy mi wtórowali — ja pie...lę, ty się, k...a, śmierci nie boisz, Pastorał.