Książka "Jak nie zabiłem swego ojca i jak bardzo tego żałuję" jest prozatorskim debiutem Mateusza Pakuły, dramaturga i reżysera teatralnego. Autor w udzielanych wywiadach nazywa książkę "manifestem o eutanazji".
To jest książka o umieraniu. Pakuła prowadzi dziennik umierania swojego ojca, chorego na raka trzustki. Zaczyna go pisać w 2019 roku, kończy wraz ze śmiercią ojca w sierpniu 2020 roku. Pisze o umieraniu w Polsce, w kraju, w którym i rządzący, i kościół wycierają sobie usta frazesami o szacunku wobec życia, ale wobec niewyobrażalnego cierpienia chorego na raka umywają ręce.
Patrząc na mękę ojca, na cierpienia spowodowane bólem, których nie uśmierzają kolejne dawki morfiny, autor czuje się często bezradny i rozdarty. To rozdarcie pomiędzy chęcią skrócenia jego mąk za wszelką cenę, choćby poprzez odebranie mu życia, bo przecież wystarczy podać większą dawkę morfiny, a niemożnością wykonania tegoż.
W ostatnim stadium raka nie ma już nadziei, ojciec Pakuły prosi o eutanazję, chce odejść. Nie jest to możliwe, bo eutanazja jest w Polsce nielegalna. Z wolą chorego nikt się w tym państwie nie liczy. W katolickiej Polsce nie ma dyskusji o eutanazji. Miejsce na takie rozważania jest tylko w literaturze.
Mijają dni tygodnie, miesiące. Udręczony jest chory, udręczona jest jego rodzina. Najbliżsi, którzy nie mają możliwości się zatrzymać, bo przecież życie się toczy. Może to dobrze, bo można do czegoś uciec. Jak autor, który jednocześnie z tą książką pracuje nad sztuką o Stanisławie Lemie i Philipie K.Dicku. I tylko chory uciec nie ma szans.
To jest książka o umieraniu. Pakuła prowadzi dziennik umierania swojego ojca, chorego na raka trzustki. Zaczyna go pisać w 2019 roku, kończy wraz ze śmiercią ojca w sierpniu 2020 roku. Pisze o umieraniu w Polsce, w kraju, w którym i rządzący, i kościół wycierają sobie usta frazesami o szacunku wobec życia, ale wobec niewyobrażalnego cierpienia chorego na raka umywają ręce.
Patrząc na mękę ojca, na cierpienia spowodowane bólem, których nie uśmierzają kolejne dawki morfiny, autor czuje się często bezradny i rozdarty. To rozdarcie pomiędzy chęcią skrócenia jego mąk za wszelką cenę, choćby poprzez odebranie mu życia, bo przecież wystarczy podać większą dawkę morfiny, a niemożnością wykonania tegoż.
W ostatnim stadium raka nie ma już nadziei, ojciec Pakuły prosi o eutanazję, chce odejść. Nie jest to możliwe, bo eutanazja jest w Polsce nielegalna. Z wolą chorego nikt się w tym państwie nie liczy. W katolickiej Polsce nie ma dyskusji o eutanazji. Miejsce na takie rozważania jest tylko w literaturze.
Mijają dni tygodnie, miesiące. Udręczony jest chory, udręczona jest jego rodzina. Najbliżsi, którzy nie mają możliwości się zatrzymać, bo przecież życie się toczy. Może to dobrze, bo można do czegoś uciec. Jak autor, który jednocześnie z tą książką pracuje nad sztuką o Stanisławie Lemie i Philipie K.Dicku. I tylko chory uciec nie ma szans.