Książka "Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki" z pewnością odpowie na wiele pytań odnośnie politycznych planów Hołowni. W końcu to ON jest autorem tej książki!
Pojawienie się Szymona Hołowni na polskiej scenie politycznej wywołało niemałe poruszenie. Każdy z nas przechodzi w swoim życiu różnego rodzaju rewolucje. Kiedy Szymon Hołownia doświadczył jednej z nich w swoim życiu, wiele rzeczy uległo zmianie. "Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki" to bardzo osobista książka, która opowiada o wejściu na arenę polityczną. Hołownia, znany głównie jako prezenter, publicysta i działacz społeczny, postanowił kandydować na prezydenta Rzeczypospolitej.
Co skłoniło go do podjęcia tej decyzji? W jaki sposób była finansowana jego kampania, skoro nie jest ON członkiem żadnej partii politycznej? Jak wygląda Polska widziana oczami Hołowni - Polska, którą zwiedził wzdłuż i wszerz, jeżdżąc kamperem, żeby spotkać się z jak największą ilością swoich rodaków? Czego nauczyły go te spotkania i rozmowy? Jakie wnioski wyciągnął? Co uważa na temat polskiej sceny politycznej? No i chyba jedno z najbardziej nurtujących nas pytań - jakie ma plany na przyszłość? Co chce zaproponować Polkom i Polakom? Jaką ma wizję na nasz kraj?
Na te i wiele innych pytań znajdziesz odpowiedzi po lekturze "Fabryki jutra”.
Jeżeli chcesz zobaczyć, jak zmieniała się postać Hołowni, zachęcamy do przeczytania innych jego książek. W jego pisarskim dorobku znajdują się już m.in. "Instrukcja obsługi solniczki," "Boskie zwierzęta," "Teraz albo nigdy" oraz "Tabletki z krzyżykiem”.
Fragment książki
Wyrosłem w Polsce przemawiającej, chcę Polski rozmawiającej – w której atrybutem przywódców nie jest mównica, ale stół. A przy tym stole rozmawiamy nie o tym, w czym się nie zgadzamy, lecz o tym, gdzie jest pierwsza rzecz, co do której możemy się zgodzić. Chcę Polski rozmawiającej także poza granicami, nie Polski stale udowadniającej coś całemu światu. Chcę Polski, w której wszyscy przestrzegamy reguł. W której nikomu, nawet prezydentowi, nie wolno chodzić na skróty przez trawnik. W której partie polityczne – potrzebne, bo stanowiące naturalną emanację naszych różnych interesów – ktoś jednak powstrzyma przed wyciąganiem ręki po to, co wspólne: media publiczne, spółki skarbu państwa, samorządy, sądy, historię i Kościół.