- Tytuł: Upadłe anioły Misja
- Autor: J. R. Ward
- Wydawnictwo Videograf
- Seria Bractwo Czarnego Sztyletu
- Oprawa: Miękka
- Rok wydania: 2014
- Ilość stron: 456
- Format: 13.5x21.0cm
- Stan: nowy, pełnowartościowy produkt
- Model: 64334202276KS
- Język: polski
- Podtytuł: Misja
- Oryginalny tytuł: A Novel of the Fallen Angels. Covet
- Tłumacz: Załęska Zuzanna
- Nr wydania: 1
- ISBN: 9788378350224
- EAN: 9788378350224
- Wymiary: 13.5x21.0x3.4 cm
- Powiązane tematy: Czarny Piątek
Recenzje książki Upadłe anioły Tom 1. Misja (2)
- Recenzenckie Mistrzostwo ŚwiataOcena: 4/5Dodana przez posredniczkaa . w dniu 2016-04-04Opinia użytkownika sklepuRecenzja dotyczy produktu typu: książka
1 z 1 osób uznało recenzję za przydatnąOdwieczna walka dobra ze złem dobiega końca. Jeden człowiek, siedem dusz, siedem misji. Od ich wyniku zależeć będzie, która ze stron wygra pojedynek i co stanie się ze światem. Czy Jimowi powiodą się misje? Czy na ziemi zapanuje wieczna ciemność?
"Będziesz miał siedem szans. Siedem możliwości wywarcia wpływu na swoich bliźnich. Jeśli spełnisz pokładane w tobie nadzieje, ich dusze zostaną zbawione. Tak długo, jak nasz drużyna będzie zwyciężać, ludzkość będzie dalej prosperować pomyślnie i wszystko będzie jak trzeba."
Autorka bestsellerowej serii "Bractwo Czarnego Sztyletu", zaproponowała swoim czytelnikom doskonałą powieść z aniołami w roli głównej. Jak to często u mnie bywa, do tej pozycji, przyciągnął mnie tytuł i nie żałuję że tak się stało:) Początki bywają ciężkie, tak było również w tej książce, zamęt trwał jakieś 40 pierwszych stron, ale było warto przez to przejść, by poznać porywającą opowieść o walce dobra ze złem.Ta powieść mnie wciągnęła i trzymała w napięciu do ostatniej kartki.Jest to jedna z tych powieści, które się połyka. Niestety jak zdążyłam się już zorientować, w Polsce został wydany tylko pierwszy tom z serii "Upadłe Anioły", więc niestety nie dowiem się jak ta historia się kończy.
Jeżeli chodzi o fabułę... głównym bohaterem jest Jim, zwykły człowiek ze zwykłymi problemami. Jego spokojne i wydawało by się nudne życie zmienia się diametralnie gdy umiera. Odtąd nic już nie jest takie jak dawniej, istoty które widywał w koszmarach i telewizyjnych horrorach stają się bardzo realne i zrobią wszystko żeby przeszkodzić mu w wypełnieniu misji.
"Była formą bez treści, bezcielesnym kształtem. Była wrogiem. Miał przedsobą wroga. Pieprzył się z wrogiem."
Gorący romans, horror, dramat, erotyk,thriller wszystko to znalazłam w jednej książce. Muszę dodać, że każda ze scen wywoływała odpowiednie reakcje, w trakcie czytania, od gęsiej skórki po przyjemne mrowienie w brzuchu. J.R. Ward jeszcze nigdy mnie nie zawiodła a ta pozycja jest przykładem tego że potrafi świetnie połączyć wiele gatunków literackich w jednej powieści. Według mnie jedynym minusem tej serii jest brak kontynuacji, no jak tak można zostawić biednego czytelnika?! Napisałam nawet do wydawnictwa zapytanie o kontynuacje, ale pozostaje mi tylko czekać na odpowiedz.
Z pełną premedytacją polecam tę książkę, zarówno fanom romansu jak i fantastyki ;) - Super RecenzentOcena: 2/5Dodana przez Natalia Z. w dniu 2014-07-24Opinia użytkownika sklepuRecenzja dotyczy produktu typu: książka
4 z 10 osób uznało recenzję za przydatnąGra się rozpoczyna…
Jim Heron to budowlaniec, który od jakiegoś już czasu pomieszkuje w Caldwell. Razem z dwoma swoimi kumplami: Adrianem i Eddiem, pracuje na placu budowy jednej z największych i najbardziej okazałych rezydencji. Ich zleceniodawcą jest największy miejscowy magnat – Vin diPietro.
Nasz protagonista nie należy do zbyt towarzyskich osób, dużo bardziej woli mieć po prostu święty spokój. Toleruje jedynie towarzystwo swoich kupli. To właśnie z nimi dość często odwiedza bar zwany „Żelazną maską”. Właśnie tam poznaje pewną piękną i ponętną nieznajomą. Podpuszczony przez przyjaciół i skuszony przez kobietę, Jim spędza z nią upojne i namiętne chwile. Po wszystkim ma lekkie wyrzuty sumienia i wielkie nadzieje, że więcej się już nie spotkają. Uważa, bowiem iż taka kobieta zasługuje na coś lepszego. Niestety jego nadzieje okazują się płonne. Jego partnerka okazuje się, bowiem przyszłą narzeczoną… diPietra. Ta wiadomość komplikuje życie Herona, który w wyniku wypadku traci życie, aby ponownie je odzyskać. Z tym, że wraca już wtedy z pewną misją do wypełnienia. Na rozkaz aniołów ma pomóc pewnemu człowiekowi dokonać odpowiednich wyborów. Chodzi nie, o kogo innego, jak o samego Vina diPietro. Jeżeli misja Jima zakończy się fiaskiem, całą ludzkość czekają mroczne czasy. Zresztą to samo można powiedzieć o aniołach. Co takiego może się wydarzyć? Jaki finał będzie miała ta historia?
Wyżej streszczona powieść jest tomem rozpoczynającym nową serię autorki, znanej i kochanej przez miliony fanów na całym świecie za sprawą Bractwa Czarnego Sztyletu – J. R. Ward. Przyznam, ze sama zaliczam się do tego licznego grona wielbicieli i z niecierpliwością, ale także i z pewną dozą niepewności, wyczekiwałam polskiej premiery Upadłych aniołów. Misji. Czy moje obawy względem tej książki okazały się słuszne? Niestety, ale w dużej mierze… tak.
Zupełnie nie tego się spodziewałam, kiedy rozpoczynałam lekturę. Chociaż muszę przyznać, że sam prolog wyglądał naprawdę obiecująco. Autorka nie wiele w nim zdradziła, dzięki czemu można było odczuć zaciekawienie resztą tej historii. Niestety już kolejne strony udowodniły, że wszelkie szanse na dobrą lekturę zostały zaprzepaszczone. Wszystkie opisy, czy też dialogi wyglądały sztucznie i naciąganie, a poza tym były nudne i nijakie. Do tego stopnia, że miałam ogromną ochotę od razu rzucić książkę w kąt. Jednak ze względu na sentyment do twórczości autorki, postanowiłam zagryźć zęby i brnąć dalej. Pocieszałam się myślą: nóż, widelec, coś się w końcu ruszy do przodu i lektura z tortury zmieni się, chociaż w lekką przyjemność. Na szczęście moje męki zostały złagodzone. Wystarczy dobrnąć do połowy powieści, żeby w końcu zaczęło być z górki.
Sama koncepcja na omawianą powieść, oraz na całą serię, jest naprawdę świetna i ma naprawdę spory potencjał. Szkoda tylko, że Ward nie przyłożyła się do dopracowania poniektórych szczegółów. Doskonałym tego przykładem jest na przykład wątek przewodni dotyczący tego, iż Jim ma pomagać ludziom w imieniu aniołów. Nie kłopoczcie się z wypatrywaniem jakiegoś sensownego wyjaśnienia zaistniałej sytuacji, ponieważ go nie znajdziecie. Pisarka potraktowała ten temat po macoszemu i podrzuciła tylko parę informacji… tak na odczepnego. Z resztą w taki sam sposób zostali potraktowani bohaterowie. Zupełnie jakby autorce nie bardzo zależało na ich dobrym wykreowaniu. Szczególnie, że byli równie nudni i nijacy jak sam początek ich opowieści. Co prawda Ward starała się nadać im, choć trochę życia i naturalności, jednak ciągłe podkreślanie ich złożoności charakterów i omawianie tajemnic z przeszłości, tylko jeszcze bardziej uwydatniało coś zupełnie odwrotnego – nienaturalność i sztuczność do bólu.
W sumie jedyne, co mi się w Upadłych aniołach. Misji podobało, to lekkie nawiązanie do Bractwa Czarnego Sztyletu. Dzięki temu na mojej twarzy zagościło, choć na chwilę szeroki uśmiech, ale także mogłam się lepiej zorientować w czasie, jaki autorka wybrała sobie, jako tło (dla wtajemniczonych – parę naście miesięcy po spaleniu się pewnego klubu :P).
Powieść może ma w sobie potencjał, jednak nawet do pięt nie dorasta poprzedniej, która zyskała autorce rzeszę fanów. Dlatego chciałabym, żeby moja opinia była ostrzeżeniem dla osób, które nadal wahają się czy sięgać po Upadłe anioły. Misja: lepiej pozostać przy przygodach Bractwa; to dużo lepsza i bardziej wciągająca zabawa w trakcie lektury. Chociaż, oczywiście decyzja zawsze pozostaje w Waszych rękach.