Ander i Santi tu byli

🍊🍈 Obiecałam sobie, że w czerwcu muszę przeczytać chociaż jedną queerową książkę. Aby symbolicznie świętować ten najważniejszy miesiąc w roku dla tak wielu znanych mi osób. Tym razem padło na Ander i Santi. A co mi z tego spotkania wynikło? Pragnęłam uroczej i lekkiej romantycznej historii, która przy okazji ociera się o ważne tematy społeczne. Problem i konsekwencje nielegalnej imigracji oraz pasji i konsekwencjami gonienia za nią.

🍊🍈 Największą pasją w życiu Ander jest tworzenie sztuki ulicznej. To przez to zrobiło sobie roczną przerwę przed nauką na uczelni. Wszystko po to, aby jeszcze bardziej rozwinąć swój talent i odrobinę ozdobić okolice za pomocą pięknych murali. To dlatego rodzice Ander decydują się jeno zwolnić ze swojej rodzinnej restaracyjki, aby miało jeszcze więcej motywacji i czasu do gonienia za swoją pasją. Jednak wolny etat w knajpce trzeba obłożyć — tak w życiu Ander pojawia się Santi. Chłopak pełen uroku, ale i jeszcze więcej tajemnic. To właśnie tam pomiędzy cudowną meksykańską kuchnią, pięknymi muralami i poważnym problemem — tych dwoje zacznie czuć coś do siebie. Problem będzie polegać na tym, że los ma do nich inne plany...

🍊🍈 Jak ja strasznie chciałam, żeby ta historia została moim czerwcowym ulubieńcem — słowa tego nie opiszą. Niestety po lekturze muszę wam przyznać, że mam naprawdę bardzo mieszane odczucia. Zacznijmy od bohaterów. Ander jest uroczom i pełna pasji osóbką. Rozumiem jeno problemy, motywacje i rozterki sercowe. Tak niestety porównując do jeno Santiego... mam wrażenie, że ten drugi nie jest niczym więcej jak generycznym love interest dla głównej postaci. Zarysowany równą kreską nie ma dla mnie żadnych indywidualnych cech charakteru. A jego główna i jedyna cecha to miłość, którą darzy Ander. Wiem wiem co powiecie, mamy do czynienia z młodzieżówką — ale to już dla mnie niczego nie tłumaczy. Po tylu przeczytanych queerowych historiach naprawdę potrzebuję czegoś więcej niż jedynie faktu, że bohater jest z reprezentacji mniejszościowej.

🍊🍈 Drugim co bardzo uderzyło mnie w oczy to swoista ckliwość całej historii. Miejscami miałam wrażenie, że czytam kolejną bajkę disneya, a nie historię poruszającą problem nielegalnej imigracji do jakiegoś kraju. Weźmy dla przykładu jedną scenę (spokojnie opowiem to tak by nic nie spoilerować) - wskutek pewnych wydarzeń Ander i Santi jadą autem a zaraz za nimi goni ich policja imigracyjna. Kiedy więc czytelnik już zyskuje wrażenie, że najważniejszy problem tej historii zbliża się do kulminacyjnego momentu wtem co? Wtem rodzina Ander eskortuje tą dwójke a potem korowodem odprowadza ich do miejsca docelowego. No.... serio? Tak się dzieje w realnym świecie? No chyba nie za bardzo. Ale za to już w bajkach jak najbardziej!

🍊🍈 Sam główny wątek romantyczny jest poprowadzony zdecydowanie za szybko. To dlatego było mi ogromnie trudno uwierzyć w siłę tego uczucia i powagę. Zwłaszcza że początkowy rys Ander jest taki, a nie inny i sugeruje odbiorcy, że naszo Ander pod względem miłości... no nie odpuszcza każdemu. Przynajmniej ja to tak odebrałam.

🍊🍈 Ostatecznie więc w przypadku Ander i Santi tu byli — mamy do czynienia z młodzieżówką, która miała na siebie bardzo dobry pomysł. Ta historia pachnie pysznym jedzeniem i pięknymi opisami sztuki. To jest zdecydowanie ogromny atut tej powieści. Lecz niestety cała pozostała reszta nieco się rozjeżdża — bo tam, gdzie pojawił się motyw nielegalnej imigracji tam zaczyna się niepotrzebna ckliwość która nie była tej książce potrzebna.

"Ander i Santi tu byli" to bardzo specyficzna pozycja – wiem, że o wielu książkach można powiedzieć w ten sposób, ale jest to określenie, które pasuje do tej książki najlepiej. Poznajemy historię niebinarnego Andera, którego rodzina prowadzi restaurację meksykańską. Cała akcja dzieje się w Stanach Zjednoczonych, a główny bohater zostaje zwolniony z restauracji, aby mógł rozwijać swój talent artystyczny. Na jego miejsce przychodzi nowy pracownik, który jest... bardzo w jego typie. W taki sposób zaczyna rozwijać się cała relacja i więź między nimi.

Nie ukrywam, że książka nie trafi do moich ulubieńców, momentami nawet męczyłam się przy czytaniu. Porusza ona temat nielegalnych pobytów i nielegalnej emigracji – w tym przypadku z Meksyku do Stanów Zjednoczonych. Jednak poruszenie trudnego i ważnego społecznie tematu nie sprawia automatycznie, że książka jest dobra. Oczywiście ma przyjemne, urocze, wartościowe i ważne momenty ale nie wynagradza to całej miałkości reszty książki.

Relacja głównych bohaterów jest bardzo mocno pospieszona, w moich oczach trochę wynika znikąd i mam wrażenie że Ander i Santi nie mają po 19 lat tylko po 14 i zachowują się jak zakochani gimnazjaliści. Rozumiem w jakiej sytuacji się znajdują i jak trudne to wszystko jest, jednak było w tej książce coś, co sprawiało, że niekiedy nieprzyjemnie mi się ją czytało i nie usatysfakcjonowała mnie ona. Bardzo nie podobały mi się momentami opisy – były dziwaczne i często niesmaczne (szczególnie jeśli chodzi o sceny zbliżeń) ale jestem w stanie przymknąć na to oko.

Całościowo książka wypada raczej średnio – jednak jest warta przeczytania bo niesie ze sobą ważne przesłanie i morał. Końcówka jest zdecydowanie najlepszą częścią całej powieści i trochę uratowała i zmieniła ją w moich oczach na bardziej pozytywne przeżycie. Wciąż uważam, że jest mnóstwo niedociągnięć i zdecydowanie nie była idealna, ale zasługuje na sześć gwiazdek - odrobinę powyżej średniej.

Materiał powstał we współpracy barterowej z wydawnictwoyoung

🥑🍇

Ander uwielbia tworzyć sztukę uliczną. Zrobiło sobie rok przerwy przed pójściem na studia do Chicago, by rozwijać swój talent i przy okazji przysłużyć się lokalnej społeczności poprzez tworzenie murali. W tym czasie w jeno rodzinnej restauracji zostaje zatrudniony Santi - uroczy, nieco tajemniczy chłopak, pochodzący z Meksyku. Przy akompaniamencie gwaru rozmów i pośród intensywnych zapachów meksykańskich potraw, Ander i Santi zakochują się w sobie. Niestety wkrótce okaże się, że los zdecydowani im nie sprzyja.

🎨🌈

Mam mieszane uczucia co do tej książki.

Pomysł na fabułę i wątek osób przebywających nielegalnie na terenie Stanów oceniam zdecydowane na plus. Fragmenty dotyczące imigrantów wzbudzały we mnie najwięcej emocji.

Podobało mi się też to, że cała historia była wypełniona sztuką i jedzeniem. Bardzo lubię czytać o tych dwóch rzeczach. Uważam, że soba autorska bardzo dobrze odmalowała klimat rodzinnej restauracji.

Miałam natomiast problem z zaangażowaniem się w wątek romantyczny. Był dla mnie zbyt pospiesznie poprowadzony. Trudno było mi uwierzyć w siłę tego uczucia, zwłaszcza że już na samym początku odniosłam wrażenie, że Ander zakochuje się dosłownie w każdym.

Moim drugim zastrzeżeniem był mocno potoczny, pełen slangu i kolokwializmów styl. Wiem, że nie każda książka musi być napisana kwiecistym językiem, ale tutaj dla mnie było aż za bardzo ,,na luzie".

Mimo powyższych zastrzeżeń, całkiem przyjemnie spędziłam czas z tą powieścią. Myślę, że jeśli jesteście fanami sztuki i kuchni meksykańskiej, ta historia ma szansę Wam się spodobać.

🍓🫐

[współpraca reklamowa z wydawnictwoyoung]