Wszystko się zmienia, gdy Jean w końcu otwiera pozostawiony przez nią list. Wcześniej nie miał odwagi go przeczytać...
Kup "Lawendowy pakiet" z książką Niny George i poczuj klimat lata na południu Francji:
Gdybyście znaleźli się w księgarni, która kryje w sobie receptę na wszelkie smutki - czy nie czulibyście się wspaniale? W końcu nie od dziś wiadomo, że książka jest dobrym lekiem na każde zło. Wykorzystał to Jean Perdu w swojej Aptece Literackiej, księgarni zupełnie nietypowej.
Fabuła przypomina trochę spełnienie marzeń każdej osoby z zamiłowaniem do literatury. Główny bohater powieści, Jean Perdu pokazuje się jako znawca ludzkiej psychiki i z wielką precyzją dobiera lekturę dla każdego, kto tego potrzebuje. Przyznaję, że każda kolejna, pozytywnie rozpoznana diagnoza przez Jeana była dla mnie małym zaskoczeniem, bo za sprawą swoich ukochanych lektur potrafił odmienić życie zwykłych ludzi. Przyjemnie czyta się o tym, jak wielką siłę ma książka i jak wartościowa może się okazać w odpowiednich rękach. Pojawił się tylko jeden problem - główny bohater mimo swojego przekonania do leczniczego działania książek, nie potrafił uzdrowić swojego złamanego serca.
Wszystko zmienia się z dniem otworzenia przez Jeana listu od swojej ukochanej. Pozostawiony w dniu odejścia skrawek papieru nieoczekiwanie odmienia los naszego bohatera. Do tej pory tkwił biernie w swojej księgarni i pomagał innym, ale nie zwracał uwagi na siebie. To mocno zaznaczony kontrast w powieści, więc z miejsca poczułam sympatię do tego biedaka. Kochał całym sobą i do dziś tęsknił za ukochaną, ale nie mógł tego w żaden sposób z siebie wyrzucić. Więc gdy po otwarciu listu zdecydował się wyruszyć w drogę i rozpoczął mój ukochany motyw drogi, byłam w siódmym niebie - już wtedy wiedziałam, że czeka mnie dobra lektura.
Nina George napisała powieść, która nie jest historią z pędzącą akcją czy nieoczekiwanymi zwrotami w fabule. To subtelna historia o szczęściu w nieszczęściu i odwadze, która drzemie w każdym z nas. Lekkim, ale bardzo obrazowym językiem prowadzi czytelnika przez świat, który otwiera się przed Jeanem i sprawia, że czytelnik rozpływa się w całej historii - bo to właśnie taka powieść - pełna podwójnych znaczeń, do czytania między wierszami, do zajrzenia w głąb siebie i do chwili refleksji. Autorka na przykładzie swojego bohatera przedstawiła wiele ponadczasowych mądrości, które naprawdę dawały do myślenia.
"Lawendowy pokój" to książka, która ma w sobie subtelność i lekkość. Uczy, motywuje do działania i mocno daje do myślenia. Jednak jest to przede wszystkim historia, która wpuszcza czytelnika do swojego świata tylko pod jednym warunkiem - będziemy szanować każde kolejne słowo. George napisała bardzo osobistą powieść, w której Jean staje się głównym punktem - jego historia jest pełna wzruszeń, uniesień, smutku i nadziei. Żeby ją docenić, musimy najpierw ją uszanować. A jeśli nie jesteście przekonani - pozwólcie przekonać się samej książce, bo słowa w niej zwarte mają wielką moc. Polecam!
Pokochałam tę pisarkę od pierwszej strony.
Jej powieść uderza w bardzo osobiste i czułe struny. Jedną z nich jest żałoba po stracie swojej "połówki". Nie wiem, czy pisarka przeżywała sama podobny dramat i dlatego potrafiła z taką głębią i zrozumieniem zająć się tym tematem, czy wykazuje taką empatię. Niemniej wzruszyłam się kilka razy podczas czytania. Wzruszeniom sprzyja też język autorki. Zwięzły, poetycki, soczysty, ale bez sentymentalizmu, upiększeń i ornamentów. Są tu oszczędne dialogi i dużo myśli pisanych kursywą. Akcja odgrywa się bardziej w sercach bohaterów niż dzięki wydarzeniom.
Teraz sięgnę na pewno po inne pozycje Niny George.
Piszemy recenzje dla tych, którzy zastanawiają się, czy zakupić książkę. Ja tak właśnie zawsze robię i wdzięczna jestem tym, którzy ułatwiają mi kupno, pisząc, czego mogę się po książce spodziewać. W tej książce odnajdziesz wielkie uczucia ludzi młodych i tych 50+, przyjaźń, nadzieję, godzenie się ze śmiercią oraz klimaty francuskie - Paryż, Prowansja, winnice, podróż rzekami i kanałami barką a także fascynację książkami, ponieważ bohater jest księgarzem. Bohater jest księgarzem wyjątkowym a poza tym ma nazwisko Perdu :) czyli "Stracony", co na koniec okazuje się nieaktualne...
Każde spotkanie z nową książką jest jak podróż w nieznane. Z każdą kolejną książką podążamy inną drogą i innym środkiem transportu – bywa, że lektura przypomina jazdę rozpędzonym pociągiem nad przepaścią, innym razem to niespieszna przejażdżka stylową dorożką wśród zapierających dech w piersiach krajobrazów utkanych z narracyjnej mapy słów, wrażeń, przenikających się obrazów i refleksji. Każda kolejna lektura to nowe przeżycia, inne pejzaże, inny nastrój, odmienne emocje.
„Lawendowy pokój” wzbudził we mnie ambiwalentne doznania. Tytuł książki i jej okładkowa recenzja zapowiadały smaczny literacki kąsek dla wielbicieli słowa pisanego. Z ogromnymi nadziejami i apetytem na ekstatyczne literackie uniesienia przystąpiłam do lektury. Powieść zdawała się współgrać z nostalgicznym nastrojem charakterystycznym dla schyłku lata, a początek snutej przez autorkę historii zapowiadał się obiecująco: czytelnik wyrwany z uścisku szarej rzeczywistości trafia do pływającej księgarni na barce o nazwie „Apteka Literacka”, która przyprawia miłośników książek o szybsze bicie serca. Zawsze marzyłam, by znaleźć się w takim miejscu. Poznać księgarza, który leczy za pomocą lektury. Dawkuje książki niczym lekarstwo. Odpowiednio dobranymi historiami literackimi leczy ludzkie dusze, ludzkie zranienia, wydobywa czytelnika z otchłani nieszczęścia, cierpienia, mroku. I rzeczywiście początek książki zapowiadał się ciekawie, ale im dalej zagłębiałam się w lekturę, tym wzmagał się mój niedosyt. Moje zastrzeżenia wzbudziła niekonsekwencja autorki. Powieść o książkach i księgarzu – lekarzu dusz w pewnym momencie zaczęła ocierać się o kicz. Szczególnie zirytowało mnie zakończenie powieści: przewidywalne, łzawe, całkowicie odbiegające od konwencji, w jakiej utrzymany był intrygujący początek fabuły. Melodramatyczne dialogi i sytuacje przyćmiły w moich oczach atuty powieści. Fabuła okazała się zbyt zagmatwana, raziły sztucznie zagęszczone wątki i niewiarygodne sytuacje, a otoczka momentami cukierkowego sentymentalizmu sprawiła, że kreacja głównego bohatera straciła na autentyczności. Jean Perdu, budzący sympatię księgarz i wielbiciel dobrej literatury, który zaskarbił sobie moje względy w pierwszych rozdziałach książki, wraz z rozwojem fabuły zaczął mnie irytować. Sceny łóżkowe emanujące łzawą uczuciowością nie pasowały do bohatera, który początkowo został wykreowany na samotnika zamkniętego w świecie książek, trawionego przez bolesne wspomnienia, żal, gorycz i rozpamiętywanie straty. Pomysł na powieść był świetny, ale całość traciła na uroku za sprawą budzących zastrzeżenia dysonansów i niespójności, które zaważyły na ostatecznej opinii o lekturze.
Można się sprzeczać na temat roli literatury. Na zarzut, że powieść jest alogiczna i nieprawdziwa, zapewne padnie – skądinąd słuszne – stwierdzenie, że zadaniem literatury nie jest kopiowanie rzeczywistości, lecz opowiadanie o meandrach i paroksyzmach ludzkiej duszy, o ludzkich namiętnościach i ukrytych głęboko w podświadomości niewyartykułowanych tęsknotach, lękach i nadziejach nawet za pośrednictwem całkowicie odbiegającej od realiów fabuły. Lekarz dusz uzdrawiający za pomocą książek sam potrzebuje uleczenia. Tak zapowiada się początek lektury. Bardzo lubię książki o metamorfozach duszy, o przełamywaniu wewnętrznych ograniczeń i pokonywaniu życiowego impasu, jednak dla mnie ważna jest prawda psychologiczna. A tej – mimo żywej akcji, zaskakujących rozwiązań fabularnych, wątku romansowego, motywu podróży, tej dosłownej i tej metaforycznej, duchowej – brakowało w powieści. Natłok rozmaitych konwencji zastosowanych w utworze – romans, powieść drogi, powieść sentymentalna, powieść z kluczem, powieść filozoficzna itd. – negatywnie odbił się na konstrukcji książki. Zabrakło w niej „błogosławionej prostoty”. Czytelnik zmaga się z wrażeniem, że w powieści jest wszystkiego za dużo. Zamiast „kropki nad i” lepszym rozwiązaniem są niedopowiedzenia, gra z czytelnikiem, szczypta niejednoznaczności okraszona garścią niuansów, pozostawienie przestrzeni dla wyobraźni czytelnika.
Żeby nie pogrążać się w zbytnim krytycyzmie i zadośćuczynić oczekiwaniom zwolenników „Lawendowego pokoju”, warto przywołać atuty książki, których będą bronić moi antagoniści. Czym może sobie zaskarbić uznanie czytelników autorka powieści? Chociażby tym, że jej bohater, właściciel Apteki Literackiej, księgarz i lekarz dusz pan Perdu, mógłby zapisać im „Lawendowy pokój” jako receptę na bezbarwną codzienność, zatracenie się w rutynie – a jak mawiał Gabriel García Márquez, „rutyna jest jak rdza”… A zatem jeśli brakuje wam impulsu do zmiany, motywacji do wyrwania się z kolein przewidywalności i monotonii życia, jeśli paraliżuje was strach przed zmianą, przed opuszczeniem dobrze znanej, ale nudnej i martwej strefy komfortu, jeśli boicie się życia toczącego się za progiem oswojonej i uporządkowanej, niezmiennej i powtarzalnej egzystencji wtłoczonej w ramy rutyny – sięgnijcie po „Lawendowy pokój”. Zróbcie coś innego, niż robiliście do tej pory. Niech to będzie coś drobnego, niekoniecznie tak spektakularna zmiana, na jaką odważył się bohater książki. Może zamiast narzekać na świat i ludzi, uśmiechnijcie się do przypadkowego przechodnia. Zajrzyjcie mu w oczy i przekonajcie się, co go trapi lub uszczęśliwia. Wstańcie z kanapy. Odrzucie pilota od telewizora. Otrzepcie kurz z kolan. Wyjdźcie z domu. „Podróż tysiąca mil zaczyna się od pierwszego kroku” [Konfucjusz].
" Książka to nie jajko. Nie psuje się tylko dlatego, że ma parę lat. Co to znaczy staroć? Starość to nie choroba. Wszyscy się starzejemy, książki także. Jednak czy ktokolwiek jest mniej albo więcej wart tylko dlatego, że żyje na tym świecie dłużej? "
Miłość potrafi zmienić wszystko.
Błędne decyzje doprowadzają do smutku.
A najlepszym lekarstwem jest literatura.
Jean Perdu, pięćdziesięcioletni aptekarz z ogromnym doświadczeniem prowadzi swoją księgarnię. Uważa, że każdy powinien czytać książki, ponieważ są one lekarstwem dla ludzkiej duszy oraz umysłu. Piękna słowa, które wypowiada dowodzą jego mądrości. Według niego istnieją książki, które potrafią wyleczyć tęsknotę, miłość i inne, trudne w zrozumieniu uczucia, a jedyne co trzeba zrobić, to dobrze dobrać literaturę. I w tym się właśnie specjalizuje. Każdego klienta traktuje indywidualnie, poznaje go, a następnie leczy powieściami z całego świata.
Jean, zna się na swojej pracy. Jest doświadczony przez życie. Dwadzieścia jeden lat temu pozostawiła go ukochana kobieta, a ON do tej pory się z tym nie uporał.
Ogromnie spodobał mi się pomysł "Apteki Literackiej", czyli Apteki dla duszy, która jest w stanie wyleczyć wszystko. Odzwierciedla ona prawdę o książkach. Potrafią rozśmieszyć, tym samym uszczęśliwiając nas. Doprowadzają do łez, kiedy trzeba. Czyż takie one nie są?
" Książka to lekarz i lekarstwo w jednym. Stawia diagnozę i jednocześnie wyznacza teorię. "
"Lawendowy pokój" dał mi możliwość ponownego spotkania z Niną George. Autorkę miałam przyjemność poznać podczas czytania "Księgi snów", która ogromnie mi się spodobała, jednakże jej "Lawendowy pokój" skradł moje serce jeszcze bardziej.
Książka jest niesamowita. Nie sądziłam, że taki gatunek literacki do mnie przemówi, ale pani George ma w swoim piórze niesamowity magnez.
Nieco chaotyczna, ale ze wspaniałą historią oraz mądrościami płynącymi z każdej strony - tak mogę określić tę książkę. Chaotyczna, ponieważ jest o ludzkich przemyśleniach i ich życiu, które zmienia się z każdą minutą. Autorka odzwierciedliła to bardzo dobrze.Te wszystkie piękne słowa, które tu się znajdują wprawiają w zachwyt, a przemyślenia głównego bohatera zachęcają do zatrzymania się i zastanowienia nad sobą, sensem istnienia oraz ludzkim zachowaniem. Idealnie pokazuje, że nosimy na twarzach maski, za którymi się kryjemy i tajemnice trzymamy w sercach.
" Książki to naturalne nie tylko lekarze. Bywają powieści, które można określić jako towarzyszy podróży. Niektóre zaś są jak policzek. Inne z kolei jak przyjaciółka, która okryje nas ciepłym kocem jesienią, kiedy nadchodzi nas melancholia. A niektóre... no cóż. Niektóre są jak różowa wata cukrowa, zamigoczą nam w głowie na parę sekund i pozostawią z niczym. Jak krótki i namiętny romans."
Zadziwiła mnie dawna miłość Perdu, która promieniała energią oraz była lekkoduchem. Ta kobieta była szalona, nie siedziała w miejscu, żyła własnym życiem, sięgała po to, czego chciała i nie istniało dla nie słowo "albo". Nigdy nie wybierała spomiędzy dwóch rzeczy, brała po prostu dwie. I to jest w niej piękne, ale jedyne co mi nie odpowiadało, to otwarty związek, w którym żyła. Miałam nieco wrażenie, że jest wariatką.
Moją uwagę również zwrócił pewien moment. Kiedy czytałam książkę, to przez jedną trzecią płynęłam lekko jak na fali, później było ciężej, niczym w sztorm, zrobiło się przytłaczająco, a chaotyzm powieści zniechęcał do dalszego czytania, ale następnie znów leciało z górki i całość wróciła na właściwy tor. Było to nieco irytujące.
Książka jest wyjątkowa, a pomysł na nią nietuzinkowy, wręcz specyficzny. Każdy wymagający czytelnik powinien po nią sięgnąć. Ja sama do tej grupy należę, a jednak ta książka ma w sobie coś, co sprawia, że skrada serce.
Jest to historia, która ukazuje utraconą miłość, drogę w poszukiwaniu szczęścia, trudne dzieciństwo, którego skutki widoczne są po dziś dzień oraz przyjaźń. Wywołuje u czytelnika pozytywne emocje, sprawia, że na ustach pojawia się uśmiech.
Klimat, który w niej panuje jest nie do opisania. Ciepło płynie z każdej strony. Serdeczność i dobro, które emanuje z powieści jest cudowne. Pedru, żyje w miejscu, gdzie ludzie są dla siebie uprzejmi i nie plują jadem, jak to ma miejsce w naszym codziennym życiu. Dlatego też warto sięgnąć po tę książkę, aby zaznać dobrych emocji.
Wspaniałym dodatkiem są końcowe Przepisy oraz lista książek z Apteki Jeana Perdu.
" Kobiety potrafią kochać o wiele mądrzej niż my! One nie kochają mężczyzny dla jego wyglądu. Nawet jeśli ON się im bardzo podoba. Kobiety kochają cię przez wzgląd na twój charakter. Twoją siłę. Twoją mądrość. Albo dlatego, że potrafisz zaopiekować się dzieckiem. Bo jesteś dobrym człowiekiem, masz honor i godność. One kochają cię inaczej niż mężczyzna kobietę. Nie z powodu kształtnych łydek ani nie dlatego, że w swoim garniturze budzisz zazdrość u jej koleżanek z pracy. Owszem istnieją też takie kobiety, ale są tylko jak zły przykład dla innych. "
Recenzja również na:
[Adres usunięty]
"W naszych snach zmarli żyją nadal. Sny są jak obrotowy pomost pomiędzy wszystkimi światami, pomiędzy czasem i przestrzenią."
Nina George stworzyła bardzo klimatyczną powieść, przyjemną, ciepłą, wypełnioną wiarą i nadzieją, ale również skłaniającą do refleksji na temat przemijania, odchodzenia, radzenia sobie z utratą bliskiej osoby. Najlepszym balsamem na bolesne rany duszy okazuje się miłość, wyznaczająca sens życia, przynosząca ukojenie, wyzwalająca spełnienie. Jednak, aby ją dostrzec i poczuć, trzeba wpierw uporać się ze zdruzgotanymi marzeniami, zawiedzionymi oczekiwaniami, ponurymi cieniami przeszłości. Nie jest to łatwe, tym bardziej jeśli, tak jak główny bohater powieści, przez ponad dwadzieścia lat pielęgnuje się w sobie rozpacz, smutek i gorycz. I choć Jeanno Perdu leczy życiowe zawiedzenia innych ludzi, oferując książki z pływającej paryskiej Apteki Literackiej, to jednak nie potrafi pomóc samemu sobie. Przypadkowe zbiegi okoliczności doprowadzają go do zapomnianego listu sprzed dwóch dekad. Zawarta w nim treść wywołuje niedowierzanie, udrękę i cierpienie.
Pięćdziesięcioletni księgarz pod wpływem impulsu podejmuje zaskakująca dla siebie decyzję wyruszenia w podróż mającą odmienić jego życie, wyrwać z nudnej rutyny, nadać nowy sens, złagodzić wyrzuty sumienia, nauczyć wybaczać. Towarzyszy mu młody pisarz Maximilian Jordan, przytłoczony nagłą sławą po wydaniu debiutanckiej powieści, niepotrafiący znaleźć weny do stworzenia nowej. Podczas wędrówki docierają do pięknych miejsc, poznają interesujących ludzi, przeżywają intrygujące przygody, odkrywają skrywane głęboko w sercach tajemnice, ale również określają własną tożsamość. Dokąd zaprowadzi ich przeznaczenie? Jakie niespodzianki przygotuje dla nich los? Czy znajdą upragnione szczęście i wewnętrzny spokój? Autorka nastrojowo prowadzi czytelnika w głąb zawiłości ludzkich dusz, różnobarwnych emocji, ukrytych talentów i sentymentalnych retrospekcji. Lekka, wdzięczna i przyjemna propozycja czytelnicza. Aczkolwiek w drugiej części brakowało mi natchnienia i polotu z początku powieści, jakby gdzieś po drodze, wśród lawendowych obrazów, rozmył się ciekawy pomysł na fabułę, bazujący na czymś więcej niż tylko obyczajowe wątki.
[Adres usunięty]