Pojawili się jednak ludzie dzielni i odważni, dla których naukowa prawda i skuteczność w niesieniu ludziom pomocy liczyły się przede wszystkim. Ludzie, którzy nie bali się drwin kolegów z lekarskich towarzystw i akademii. Ludzie, którym powinno stawiać się pomniki, a bohaterstwo ich zrównywać z czynami herosów. Dzięki nim właśnie w medycynie pojawiły się takie praktyki medyczne, jak antyseptyka, aseptyka czy anestezja. I właśnie historie tych ludzi przedstawia Jürgen Thorwald w legendarnym już dzisiaj "Stuleciu chirurgów".
Książka ta ukazała się w Niemczech po raz pierwszy w roku 1956, natomiast w Polsce ponad dwadzieścia lat później. Przekładu jej na język polski dokonał Karol Bunsch - autor znakomitych skądinąd powieści historycznych (by wspomnieć choćby "Dzikowy skarb"). Jest to zbiór zbeletryzowanych opowieści o pionierach współczesnej medycyny. Opowieści nieraz krwawych i brutalnych, lecz jakże prawdziwych.
Mamy tu zatem historię o człowieku - prowincjonalnym lekarzu z Kentucky, który podjął się wycięcia ogromnej torbieli z ciała umierającej kobiety. Dzielna pacjentka wyła z bólu modlitewne psalmy, a pod oknami jej domu zbierał się wzburzony tłum grożący lekarzowi pętlą. Inna historia mówi o lekarzu, który eksperymentował z narkozą. Używał do tego gazu rozweselającego narażając się przy tym na kpiny kolegów po fachu. Doprowadziło go to w końcu do samobójstwa. Niezwykle poruszająca jest również opowieść o Louisie Rehnie - frankfurckim chirurgu. W 1896 roku podjął się on operacji zszycia serca rannego chłopca, mimo, iż znakomitości lekarskie z Wiednia nie potrafiły sobie tego zabiegu nawet wyobrazić.