Mroczna sieć zaczyna się zaciskać wokół Nocnych Łowców z Instytutu Londyńskiego. Mortmain planuje wykorzystać swoje Piekielne Maszyny, armię bezlitosnych automatów, żeby zniszczyć Nocnych Łowców. Potrzebuje jeszcze tylko ostatniego elementu, żeby zrealizować swój plan. Potrzebuje Tessy Gray, Charlotte Branwell, szefowa Instytutu Londyńskiego, rozpaczliwie stara się znaleźć Mortmaina, zanim ten zaatakuje. Ale kiedy Mortmain porywa Tessę, chłopcy, którzy roszczą sobie równe prawa do jej serca, Jem i Will, zrobią wszystko, żeby ją uratować. Bo choć Tessa i Jem są zaręczeni, Will jest zakochany w niej jak zawsze.
Fragment książki
York, 184
– Boję się – wyszeptała mała dziewczynka siedząca na łóżku. – Dziadku, możesz zostać ze mną?
Aloysius Starkweather prychnął ze zniecierpliwieniem, ale przysunął krzesło do łóżka i usiadł. Irytacja była tylko po części szczera. W skrytości ducha cieszył się, że wnuczka mu ufa i że często tylko ON potrafi ją uspokoić. Jego szorstkość nigdy nie przeszkadzała dziewczynce mimo jej wrażliwej natury.
– Nie ma się czego bać, Adele – zapewnił ją teraz. – Sama się przekonasz.
Wnuczka spojrzała na niego wielkimi oczami. Ceremonia pierwszych runów zwykle odbywała się w którymś z okazalszych pomieszczeń Instytutu w Yorku, ale z powodu słabych nerwów i kruchego zdrowia Adele postanowiono tym razem przenieść uroczystość do jej bezpiecznej sypialni. Dziewczynka siedziała na brzegu łóżka ze sztywno wyprostowanymi plecami. Na sobie miała odświętną czerwoną sukienkę, delikatne, jasne włosy były związane z tyłu czerwoną wstążką. Oczy wydawały się ogromne w drobnej twarzyczce. Wszystko w niej było kruche jak chińska porcelana.
– Co mi zrobią Cisi Bracia? – spytała.
– Podaj mi rękę – rzekł dziadek, a ona z ufnością wyciągnęła do niego prawą dłoń. Starkweather obrócił ją i popatrzył na siateczkę jasnoniebieskich żył rysujących się pod skórą. – Użyją steli... wiesz, co to jest stela. Żeby narysować ci Znak. Zwykle zaczynają od Runu Wzroku, o czym dowiesz się na lekcjach, ale w twoim wypadku rozpoczną od Siły.
– Bo nie jestem zbyt silna.
– Żeby cię wzmocnić.
– Tak jak mnie wzmacnia rosół wołowy. – Adele zmarszczyła nos.
Dziadek się roześmiał.
– Mam nadzieję, że to nie będzie aż takie nieprzyjemne. Poczujesz lekkie ukłucie, ale musisz być dzielna i nie krzyczeć, bo Nocni Łowcy nie płaczą z bólu. Pieczenie szybko ustąpi, a ty poczujesz się dużo silniejsza. I to będzie koniec ceremonii. Potem zejdziemy na dół i zjemy tort dla uczczenia ceremonii.
Adele klasnęła w ręce.
– Będzie przyjęcie!
– Tak, przyjęcie. I prezenty. – Starkweather poklepał się po kieszeni. Trzymał w niej małe pudełeczko owinięte w niebieski papier. Znajdował się w nim jeszcze mniejszy rodowy pierścień. – Mam tu jeden dla ciebie. Dostaniesz go, jak tylko skończy się ceremonia znaków.
– Jeszcze nigdy nie miałam swojego przyjęcia.
– Teraz zostaniesz Nocną Łowczynią – powiedział Aloysius. – Wiesz, dlaczego to jest ważne, prawda? Pierwsze runy oznaczają, że już jesteś Nefilim, tak jak ja, jak twoja matka i ojciec. Oznaczają, że jesteś częścią Clave. Częścią naszego rodu wojowników. Kimś innym i lepszym od pozostałych ludzi.
– Lepszym – powtórzyła Adele wolno.
W tym momencie do pokoju weszło dwóch Cichych Braci i Aloysius dostrzegł błysk lęku w oczach wnuczki. Dziewczynka pośpiesznie zabrała rękę z jego uścisku. Starkweather zmarszczył brwi. Nie podobał mu się strach u własnych potomków, choć nie mógł zaprzeczyć, że Cisi Bracia są dość upiorni z tym swoim milczeniem i dziwnym, posuwistym krokiem. Gdy podeszli do łóżka, drzwi otworzyły się ponownie i do sypialni weszli rodzice Adele. Jej ojciec, a jego syn, w szkarłatnym stroju, synowa w czerwonej sukni wybrzuszającej się w talii i w złotym naszyjniku z runem enkeli. Uśmiechnęli się oboje do córki, a ona odpowiedziała im drżącym grymasem.
Adele Lucindo Starkweather, rozbrzmiał głos pierwszego Cichego Brata, Cimona. Osiągnęłaś odpowiedni wiek, żeby otrzymać pierwszy ze Znaków Anioła. Jesteś świadoma zaszczytu i zrobisz wszystko w swojej mocy, żeby na niego zasłużyć?
Adele posłusznie skinęła głową.
– Tak.
Przyjmiesz Znaki Anioła, które na zawsze pozostaną na twoim ciele i będą ci przypominały, co jesteś winna Aniołowi, oraz o twoim uświęconym obowiązku wobec świata?
Dziewczynka powtórnie kiwnęła głową. Serce Aloysiusa napęczniało dumą.
– Przyjmę.
Zaczynajmy więc. W długiej, białej dłoni Cichego Brata błysnęła stela. Cimon ujął drżącą rękę Adele i przytknął do niej czubek narzędzia. Zaczął rysować.
Adele ze zdumieniem patrzyła, jak na jej bladym przedramieniu pojawia się zarys symbolu Siły, delikatny wzór z przeplatających się czarnych linii. Całe ciało miała napięte, zęby wbiła w górną wargę. W pewnym momencie pomknęła wzrokiem ku dziadkowi, a on zdziwił się na widok tego, co dostrzegł w jej oczach.
Ból. Odrobina cierpienia w czasie nakładania znaków była rzeczą normalną, ale w źrenicach wnuczki Aloysius zobaczył... agonię.
Poderwał się z krzesła tak gwałtownie, że upadło.
– Stop! – krzyknął.
Niestety, za późno.
Znak był gotowy. Cichy Brat cofnął się i wytrzeszczył oczy na widok steli splamionej krwią. Adele cicho jęczała, najwyraźniej mając w pamięci upomnienie dziadka, żeby nie krzyczeć z bólu... ale kiedy jej poraniona skóra zaczęła czernieć, płonąć i odchodzić od kości, jakby znak był ogniem, nie zdołała się powstrzymać, tylko odrzuciła głowę do tyłu i zaczęła wrzeszczeć, wrzeszczeć...