Recenzje
Książka ta to trzecia publikacja poetycka wrocławskiego poety Michała Kozłowskiego.
Nagrodzony w 2015 roku nagrodą WARTO poeta powraca do dobrze sobie znanych motywów. Książka zwrócona jest ku Czytelnikowi. Wiersze są czytelne, lecz nieoczywiste. Pozostają na długo w pamięci. Dają powody do wielokrotnych interpretacji.
Poeta gromadzi tu bezpretensjonalne, lapidarne zapiski, jak gdyby chciał z mnogości mknących chwil wyłapać na chybił-trafił choćby tę jedną i dopatrzeć się w jej codzienności czegoś niecodziennego zgoła. Jest to konsekwentnie przeprowadzany przez niego proces przyłapywania na gorącym uczynku przemijalności podarowanego sobie czasu i utrwalania w zapisie jego ulotności. Są więc te zapisy jakby fotografią mgnień, które ze swej natury są raczej niepochwytne. Tym sposobem cała książka staje się swoistą peregrynacją do wiersza prawdziwego.
Nagrodzony w 2015 roku nagrodą WARTO poeta powraca do dobrze sobie znanych motywów. Książka zwrócona jest ku Czytelnikowi. Wiersze są czytelne, lecz nieoczywiste. Pozostają na długo w pamięci. Dają powody do wielokrotnych interpretacji.
Poeta gromadzi tu bezpretensjonalne, lapidarne zapiski, jak gdyby chciał z mnogości mknących chwil wyłapać na chybił-trafił choćby tę jedną i dopatrzeć się w jej codzienności czegoś niecodziennego zgoła. Jest to konsekwentnie przeprowadzany przez niego proces przyłapywania na gorącym uczynku przemijalności podarowanego sobie czasu i utrwalania w zapisie jego ulotności. Są więc te zapisy jakby fotografią mgnień, które ze swej natury są raczej niepochwytne. Tym sposobem cała książka staje się swoistą peregrynacją do wiersza prawdziwego.