Dla nich jednak rozwiązywanie zagadki było czymś w rodzaju logicznej gry, łamigłówki. Ludzie, ich osobiste tragedie oraz sama obmierzła natura zbrodni odchodziły na dalszy plan pozostawiając zbiór faktów, na podstawie których można było dociec prawdy. Tymczasem historia rozwoju kryminalistyki wygląda inaczej i w porównaniu do literackich fantazji, znacznie bardziej ubogo. Niemniej jednak fascynuje, a zwłaszcza wtedy, gdy przedstawia ją tak znakomity autor, jak Jürgen Thorwald. Znany z bestsellerowych wydawnictw, jakimi bez wątpienia są "Stulecie chirurgów" czy "Triumf chirurgów", zabiera nas tym razem w podróż po faktach składających się na niesamowitą epopeję walki ze zbrodnią.
To niezwykła opowieść o tym, jak na przestrzeni lat rozwijały się techniki i technologie kryminalistyczne. Bowiem w prawdziwym życiu rzadko zdarza się, by śledczy mogli odnaleźć mordercę jedynie przy pomocy dedukcji czy raczej indukcji (jak to miało miejsce w przypadku Scherlocka Holmesa). Ale przecież nawet Holmes korzystał z laboratorium, ze swej wszechstronnej wiedzy na przykład o substancjach chemicznych, gatunkach tytoniu, geologii? Jednak nawet w przypadku wysoko rozwiniętych metod śledczy nigdy nie mogą mieć stuprocentowej pewności, czy ustalenia ich są absolutnie trafne. Mimo to pracę ich znacznie ułatwiają choćby odkrycie daktyloskopii, rozwój badań toksykologicznych, ustalenia z zakresu balistyki. Bo przecież nawet pociski wystrzelone z broni tej samej marki i modelu nie zachowują się identycznie. W książce Thorwalda prześledzić możemy historię kryminalistyki poprzez jej najważniejsze dokonania. Mamy tu zatem potężny zbiór opowieści o zbrodniach oraz metodach ich wykrywania. Każda z nich jest jakby minipowieścią kryminalną i niejedna byłaby świetną podstawą filmowego scenariusza.