Podróże Guliwera doczekały się wielu sławnych ekranizacji i adaptacji filmowych.
Lektura dla szkół średnich.
Lemel Guliwer przedstawia dziennik ze swych niezwykłych podróży. Bo gdziekolwiek by się nie wybierał i tak trafiał w miejsce inne i do tej pory nieodwiedzone przez człowieka. Niech jednak nie zwiodą was pozory fantastyki – ta historia (podobno) wydarzyła się naprawdę.
Są książki, które mogę recenzować: fantastyka w czystej postaci z naciskiem na fantasy to coś, w czym raczej czuje się dobrze. A są te klasyczne, trudniejsze, które oceniło wielu przede mną i które oceni pewnie wielu po mnie, z o wiele większą wiedzą. Dlatego ten tekst do miana recenzji nawet nie może startować. Ale jeśli interesuje Was moja opinia o „Podróżach Guliwera”, a nie ich rzetelna ocena to zachęcam do dalszego czytania.
Gdy wzięłam książkę w ręce nieco się przeraziłam. Tłumaczenie z XVIII wieku? Bałam się trudnego stylu i słów, które nie zrozumiem. Na szczęście moje obawy okazały się płonne. Choć „Podróże Guliwera” nie są najlżejszą lekturą i ich język odbiega od naszego, dzisiejszego, to jak najbardziej da się je przyjemnie czytać. W niektórych chwilach miałam wręcz wrażenie, że czytam historię stylizowaną na starszą polszczyznę. Wprawdzie układ zdań, czy sposób prowadzenia narracji odbiega od dzisiejszego i wymaga pewnego skupienia oraz cierpliwości, ale na swój sposób ciekawi, przynajmniej w początkowej fazie czytania.
Początkowo byłam tą książką naprawdę zachwycona. Może nie w ten „zwykły” dla literatury sposób, a w ten, który pojawia się, gdy poznajemy coś sprzed lat i choć wiemy, że mamy teraz „lepsze”, „przyjemniejsze” i „sprawniej działające” rzeczy to fakt, że to stare „działa” robi na nas ogromne wrażenie. Schody pojawiły się w moim wypadku nieco później...
Po pierwszych stu stronach lektury moje pozytywne emocje zaczęły opadać, a książka dłużyć się. „Podróże Guliwera” opowiadają o kilku przygodach tytułowego bohatera, z których każda wygląda dosłownie identycznie. Guliwer staje się „rozbitkiem”, trafia do nieznanego nam, tajemniczego lądu, na którym mieszkają dziwni ludzie i przez jakiś czas żyje wśród nich i opowiada nam o nich. A każdy z ludów ma w sobie coś podobnego: wprawdzie niby mają inne główne cechy, ale sam klimat każdej z podróży i to, jak przebiegają jest identyczny.
Podejrzewam, że gdybym więcej wiedziała o Swifcie i Anglii z XVIII wieku pewnie wypatrzyłabym na kartach tej historii więcej, niż proste i schematyczne przygody – niestety, moja wiedza w tym wypadku kuleje i nawet nie chciałam rozważać tej książki jako satyry na Brytyjczyków. Niemniej, te żarty, które udało mi się wyłapać były naprawdę trafne i gdybym wiedziała więcej, pewnie na nudę bym nie narzekała.
Choć cieszę się, że poznałam „Podróże Guliwera” i wiem, że czas z lekturą nie był zmarnowany to jednak nie jest to książka, którą mogłabym czytać codziennie przez resztę mojego życia, bo po prostu nieźle bym się na tym wynudziła. Niemniej, to naprawdę książka warta poznania, pod warunkiem, że czytelnik czuje się gotowy na nieco trudniejszy styl i poznanie klasyki literatury. A warto ją poznać choćby z dwóch powodów: po pierwsze, by mieć kontakt ze starszym polskim i wiedzieć, jak kiedyś wyglądał. Po drugie po to, by w końcu rozumieć o co chodzi z tym całym Guliwerem: bo w końcu każdy wie, że był w historii literatury taki pan, że podróżował i poznał małych ludzików, ale tak naprawdę mało kto postanowił się z nim osobiście spotkać.
Guliwer to mężczyzna zajmujący się chirurgią na statkach. Wiek XVIII w Anglii to dość specyficzne czasy, ale przyznajmy się: a kiedy one nie były? Nasz bohater wyrusza na kilka podróży daleko hen by się wzbogacić i mieć co przywieź żonie do domu. W końcu z czegoś trzeba żyć. Traf chciał, iż często jego statek kończył na dnie, jego pasażerowie również (w najlepszych przypadkach przeżyli, ale jego wyrzucono na nieznany ląd). Wyspy jakie odwiedził różniły się bardzo od tych mu znanych. Ani to Indie, ani Japonia, ani Chiny, ani Afryka. Jednakże można by to jakoś przeżyć gdyby nie fakt, kto zamieszkiwał tajemnicze i nieznane ziemie odwiedzone przez Guliwera.
Czytając o pierwszym etapie podróży porównywałam, co pamiętam z filmów, a co jest nowego. Doszłam po dłuższej chwili do wniosku, że film to jedna wielka ściema i bajka dla dzieci, a książka to ogromna skarbnica wiedzy o życiu, filozofii, polityce i oszustwach oraz niesprawiedliwościach na świecie. Nie możliwe? Ano nic mylnego! Ponieważ im dalej miałam wrażenie niecodzienności, inności i wielkiej żałości. Dlaczego? Bo mamy XXI wiek i nic przez trzy wieku się nie zmieniło. Ba! Nawet pogorszyło. Czy to możliwe? Tak! I tu tkwi pies pogrzebany.
Było mi smutno, bardzo przykro, że to co czytam działo się tak dawno temu, a teraz bierzemy z tego taki przykład, że jest nie lepiej. Owszem w jakiś sensie żyje się łatwiej. Więcej wygód. Poprzeczka poszła w górę. Ale gdyby spojrzeć na to w sposób racjonalny to co jest inaczej? Bieda? Jest. Bezrobocie? Jest. Praca za psie pieniądze? Jest. Kłamstwa polityków? Są. Wykorzystywanie podatków na swoje widzi misia? Jest. Bezsensowne wojny? Są. Choroby? Są. Oszuści, kłamcy, wykorzystywacze, złoczyńcy? Bez zmian, a nawet gorzej.
Więc pytam się: co się stało, że nic się nie stało?
Ponieważ głupota ludzka, chciwość, nienawiść, zawiść i chęć posiadania więcej niż inni nas zgubiła już wiele SET lat temu.
Mogłabym opowiedzieć Wam o wyspach i nacjach jakie odkrył Guliwer. Ze byli mali ludzie, duży ludzie, konie z wielką inteligencją. Ba! Nawet „jaskiniowcy” byli. Lecz porównanie i wyjaśnianie, czego ON się tam dowiedział byłoby ogromnym spoilerem. Dlatego powiem Wam coś innego. Otóż jeśli chodzi o władze to wszystko jest tak głupie, skomplikowane i bezsensowne, że się zastanawiać czemu lud (jakiegoś kraju) dawno się nie zbuntował i nie kopnął ich w tyłek. A najlepiej ściąć na gilotynie, zastrzelić ,utopić rekinom na pożarcie. Ach tyle opcji! Ale o co mi konkretnie chodzi? Ano o to: Guliwer KAŻDEMU się kłaniał, całował stopy (bo na dłoń nie zasłużył), zlizywał bród, syf i inne paskudztwa z posadzki dla uciechy władcy, pozwalał się traktować jako gorszego, głupszego, idiotycznego, nic nie znaczącego pupilka zwierzęcego, którego udomowili sami. Rozumiecie ten paradoks? Widzicie tu jak mało różniło się to zachowanie od tego jakei jest teraz?
Właśnie.
Świat się nie zmienia.
Świat staje się gorszy.
Jak temu przeciwdziałać?
Myślę, że jest na to tylko jedna rada: przeczytać tę książkę.
Podsumowując: Podróże Guliwera to lektura obowiązkowa dla każdego. Czy to parodia? Fikcja, a może prawda? Młodzież, przy zachowaniu resztki rozsądku i rozumu, może wykorzystać ów wiedzę zawartą w książce dla lepszego jutra. Powieść ogromnie wpłynęła na moje samopoczucie, świadomość, empatię, zrozumienie i niechęć by było tak źle jak jest. Jestem może tylko jedną, zwykła i nic nie znaczącą jednostką. Ale każdy kto przeczyta tę powieść zrozumie prawdą kryjącą się za dymem zasłaniającym oczy całej populacji ludzi na ziemi. Przeczytaj. Zrozum. Dowiedz się więcej. Zacznij żyć na nowo z lepszym „ja”.
wiecej na: [Adres usunięty]
zapraszam! :)