Witold Rumel - w latach szkolnych notoryczny organizator wagarów, które spędzał razem kumplami w klubie sportowym lub na spacerach nad Wisłą, wielokrotnie był relegowany z kilku warszawskich podstawówek, podczas dwukrotnych ucieczek z domu rodzinnego zaprzyjaźnił się z facetami z marginesu społecznego. W końcu "łobuziak z placu Wilsona" za karę został wysłany do internatu w Szczecinie, gdzie rewelacyjnie zdał egzamin maturalny. Ukończył studia filozoficzne
na Uniwersytecie Warszawskim. Rumel pracuje jako dziennikarz, reporter i producent telewizyjny.
Filmy dokumentalne jego autorstwa nagradzane były na międzynarodowych festiwalach filmowych (m.in. Grand Prix, Fipressi, wyróżnienie UN). Od przeszło trzydziestu lat mieszka w Monachium.
"Major Zorena bał się przyszłości, choć do tej pory wydawało mu się, że ona zależy jedynie od niego samego. - A tu gówno! - wykrzyknął zduszonym głosem. Poczuł przypływ gorąca na twarzy, kiedy pomyślał, że to nie on trzyma w garści Konopkę, lecz to Konopka złapał go w sieć. Koszmarny paradoks.
- Podwładny trzyma szefa za jaja! - powiedział do siebie przez zaciśnięte zęby.
Wzbierała w nim wściekłość, czuł, że jest bezsilny.
Skóra na jego łysej głowie zwilgotniała i błyszczała jak wypolerowane pisanki wielkanocne."
"Byli tak mocno zmęczeni i spleceni, że kiedy znaleźli się na końcu tego labiryntu rozkoszy, pożądania i piętrowej zmysłowości, zapragnęli, by móc pozostać w tym pokoju na zawsze i żeby wiatr za oknem nigdy się nie uspokoił, żeby szyby nie przestały brzęczeć, i żeby płomienie świec nigdy nie przestały kręcić piruetów".
na Uniwersytecie Warszawskim. Rumel pracuje jako dziennikarz, reporter i producent telewizyjny.
Filmy dokumentalne jego autorstwa nagradzane były na międzynarodowych festiwalach filmowych (m.in. Grand Prix, Fipressi, wyróżnienie UN). Od przeszło trzydziestu lat mieszka w Monachium.
"Major Zorena bał się przyszłości, choć do tej pory wydawało mu się, że ona zależy jedynie od niego samego. - A tu gówno! - wykrzyknął zduszonym głosem. Poczuł przypływ gorąca na twarzy, kiedy pomyślał, że to nie on trzyma w garści Konopkę, lecz to Konopka złapał go w sieć. Koszmarny paradoks.
- Podwładny trzyma szefa za jaja! - powiedział do siebie przez zaciśnięte zęby.
Wzbierała w nim wściekłość, czuł, że jest bezsilny.
Skóra na jego łysej głowie zwilgotniała i błyszczała jak wypolerowane pisanki wielkanocne."
"Byli tak mocno zmęczeni i spleceni, że kiedy znaleźli się na końcu tego labiryntu rozkoszy, pożądania i piętrowej zmysłowości, zapragnęli, by móc pozostać w tym pokoju na zawsze i żeby wiatr za oknem nigdy się nie uspokoił, żeby szyby nie przestały brzęczeć, i żeby płomienie świec nigdy nie przestały kręcić piruetów".