Pożegnanie jesieni jest najbardziej znaną powieścią Stanisława Ignacego Witkiewicza. Jej tematem są przeżycia grupy dekadentów (zAtanazym Bazakbalem naczele), którzyna co dzień żyją wdusznej imęczącej atmosferze głębokiego kryzysu egzystencjalnego ikulturowego; wktórych – jednakże – każdego dnia odzywa się wsposób namacalny potęgujące się poczucie „metafizycznej dziwności istnienia”. Tymczasem ani „rozmowy istotne”, ani też rozmaite eksperymenty psychologiczne iartystyczne, które są udziałem głównych bohaterów, nie zapobiegną postępującej degrengoladzie. Wtle dokonują się bowiem gwałtowne przemiany społeczno-polityczne zmierzające dorewolucji „niwelistycznej”, któranie tylko spowoduje powszechną mechanizację (połączoną zodindywidualizowaniem człowieka), alerównież zniszczy religię, filozofię isztukę. Witkiewicz wPożegnaniu jesieni ukazuje zatem dobitnie isugestywnie – wcharakterystyczny dla siebie sposób: napoły groteskowo, napoły realistycznie – tragiczną wizję unicestwienia jednostki („Istnienia Poszczególnego”) orazupadku całej kultury.
…nagle dziwna pustka ogarnęła Atanazego: wtej chwili nie chciał ani życia, ani śmierci – chciał poprostu trwać – jedynie trwać, anie żyć. Gdybytak można patrząc naten świat rozwiać się wnicość, nie wiedząc otym wcale, nie czując samego procesu rozwiewania się! (…) Świat zakręcił się cicho najakichś olbrzymich dźwigniach iuleciał wtamten wymiar: zmieniał się szybko w„tamtą”, niewyrażalną, ucieleśnioną samą czystą piękność. (…) Ikiedy „trwał tak bez trwania”, doszedł go nagle jakiś trzask iszum: zesplątanych skoruszyn irokit wysunęła się ciemnobrązowa włochata masa iszła przez mały trawniczek między głazami, zktórego sterczały zeschłe baldaszki iwiędnące jesienne gencjany – wprost ku niemu. (…) „Masz babo placek – rzekł Atanazy bez cienia strachu. – Popsuje mi ostatnią chwilę”. (…) Niedoszły samobójca zerwał się irozejrzał się dokoła. Instynkt samoobrony działał mechanicznie (…). Broni nie miał. Chwycił całą garść białego proszku, któregokupkę miał napapierze obok siebie, icisnął wpysk niedźwiedzicy, rozwierający się tuż nadnim, iodskoczył wtył nagłaz. Przypomniał mu się Łohoyski, którykokainował swego kota, iroześmiał się nagle szeroko – tobyła wyższa marka .
…nagle dziwna pustka ogarnęła Atanazego: wtej chwili nie chciał ani życia, ani śmierci – chciał poprostu trwać – jedynie trwać, anie żyć. Gdybytak można patrząc naten świat rozwiać się wnicość, nie wiedząc otym wcale, nie czując samego procesu rozwiewania się! (…) Świat zakręcił się cicho najakichś olbrzymich dźwigniach iuleciał wtamten wymiar: zmieniał się szybko w„tamtą”, niewyrażalną, ucieleśnioną samą czystą piękność. (…) Ikiedy „trwał tak bez trwania”, doszedł go nagle jakiś trzask iszum: zesplątanych skoruszyn irokit wysunęła się ciemnobrązowa włochata masa iszła przez mały trawniczek między głazami, zktórego sterczały zeschłe baldaszki iwiędnące jesienne gencjany – wprost ku niemu. (…) „Masz babo placek – rzekł Atanazy bez cienia strachu. – Popsuje mi ostatnią chwilę”. (…) Niedoszły samobójca zerwał się irozejrzał się dokoła. Instynkt samoobrony działał mechanicznie (…). Broni nie miał. Chwycił całą garść białego proszku, któregokupkę miał napapierze obok siebie, icisnął wpysk niedźwiedzicy, rozwierający się tuż nadnim, iodskoczył wtył nagłaz. Przypomniał mu się Łohoyski, którykokainował swego kota, iroześmiał się nagle szeroko – tobyła wyższa marka .