Kiedy Eragon znajduje w lesie lśniący błękitny kamień, sądzi, że to los uśmiechnął się wreszcie do biednego chłopaka z farmy. Gdy jednak z kamienia wykluwa się pisklę smoka, Eragon pojmuje, że oto ma w rękach dziedzictwo niemal tak stare, jak samo Imperium.
W jednej chwili otwiera się przed nim nowy, niebezpieczny świat, świat przeznaczenia, magii i mocy. Zbrojni jedynie w stary miecz i rady wioskowego bajarza Eragon i młody smok muszą odbyć niebezpieczną podróż, unikając mrocznych wrogów, służących królowi, którego zło nie zna granic.
Czy Eragon stanie się jednym z legendarnych Smoczych Jeźdźców? Być może w jego rękach spoczywa los Imperium...
Zdobywca Asa Empiku 2005
Teraz także przebój kinowy!
Fragment książki
Prolog:
Cień grozy
Wiatr zawodził w ciemnościach, niosąc ze sobą woń, która mogłaby odmienić losy świata. Wysoki Cień uniósł głowę i zaczął węszyć w powietrzu. Wyglądał jak człowiek, tyle że miał szkarłatne włosy i rdzawoczerwone oczy.
Wzdrygnął się zdumiony. Wiadomość okazała się prawdą: byli tu. A może to pułapka? Rozważył wszystkie za i przeciw, po czym rzekł lodowatym głosem:
– Rozdzielcie się, ukryjcie za drzewami i krzakami. Musicie zatrzymać każdego, kto się tu zjawi... albo sami zginiecie.
Otaczająca go dwunastka urgali, uzbrojonych w krótkie miecze i okrągłe żelazne tarcze pokryte czarnymi symbolami, rozbiegła się, głośno szurając. One także przypominały ludzi o krzywych nogach i grubych masywnych ramionach, jakby stworzonych do tego, by miażdżyć w śmiertelnym uchwycie. Znad małych uszu wyrastały skręcone rogi. Potworne istoty ukryły się wśród poszycia, pomrukując głośno. Wkrótce szelest liści ucichł i w lesie znów zapanował spokój.
Cień wyjrzał na szlak zza grubego pnia drzewa. Żaden człowiek nie dostrzegłby niczego w takiej ciemności, dla niego jednak słabiutka poświata księżyca była jasna niczym promienie słońca zalewające drzewa. Widział wyraźnie i ostro najdrobniejszy szczegół. Trwał bez ruchu, nienaturalnie cicho, ściskając w dłoni długi jasny miecz. Wzdłuż klingi biegło cieniutkie kręte wyżłobienie. Broń była wystarczająco wąska, by wniknąć między żebra, ale też dość solidna, by przeciąć nawet najtwardszą zbroję.
Urgale nie widziały tak dobrze jak Cień, poruszały się po omacku niczym ślepi żebracy, niezdarnie wymachując bronią. Nagle ciszę przeszyło donośne pohukiwanie sowy. Czekali w napięciu, aż ptak odleci. Potwory zadrżały w zimnym nocnym powietrzu. Jeden z nich nastąpił ciężkim butem na gałązkę, która pękła z trzaskiem. Cień syknął gniewnie i urgale skuliły się przerażone. Z trudem zwalczył niesmak – cuchnęły zepsutym mięsem – i odwrócił głowę. To tylko narzędzia, nic więcej.
Minuty zamieniały się w godziny, a Cień z trudem opanowywał zniecierpliwienie. Woń musiała daleko wyprzedzać swych właścicieli. Nie pozwolił urgalom wstać ani się rozgrzać. Sobie także odmówił tego luksusu. Czuwał za drzewem, nieustannie obserwując szlak. Lasem zakołysał kolejny powiew wiatru. Tym razem woń była silniejsza. Podniecony, uniósł cienką wargę, odsłaniając zęby.
– Szykujcie się – szepnął.
Całe jego ciało wibrowało, czubek miecza zataczał nieduże kręgi. Trzeba było wielu knowań i bólu, by doprowadzić go do tej chwili. Nie mógł teraz przegrać, stracić wszystkiego.
Głęboko osadzone oczy urgali rozbłysły pod nawisami masywnych brwi. Stwory mocniej chwyciły broń. Cień pierwszy usłyszał brzęk: coś twardego uderzyło o kamień. Z mroku wyłoniły się niewyraźne plamy szarości, które zbliżały się z każdą chwilą.
Trzy białe konie niosły jeźdźców wprost w pułapkę. Dumnie unosiły głowy, ich grzywy falowały w blasku księżyca niczym żywe srebro.
Na pierwszym rumaku siedział elf o spiczastych uszach i eleganckim ukośnym zarysie brwi. Był smukły, lecz silny i gibki niczym rapier. Przez ramię przewiesił potężny łuk. U boku, naprzeciw kołczana pełnego strzał o lotkach z łabędzich piór, zwisał miecz.
Ostatni jeździec miał podobną jasną twarz i ostre rysy. W prawej dłoni trzymał długą włócznię, u jego pasa wisiał biały sztylet. Głowę okrywał mu kunsztownej roboty hełm, zdobiony bursztynem i złotem.
Między nimi jechała kruczowłosa elfia dama. Emanowała spokojem, jej ciemne oczy płonęły w okolonej czarnymi lokami twarzy. Strój miała prosty, co tylko podkreślało jej niezwykłą urodę. Do pasa przytroczyła miecz, a przez plecy przerzuciła długi łuk i kołczan. Przed sobą w siodle wiozła sakwę – co chwila zerkała na nią, jakby upewniając się, że wciąż tam jest.
Jeden z elfów przemówił, zniżając głos; Cień nie dosłyszał jego słów. Dama odpowiedziała władczo i jej strażnicy zamienili się miejscami: ten w hełmie wyjechał naprzód, pewniej chwytając włócznię. Bez żadnych podejrzeń minęli kryjówkę Cienia i kilka pierwszych urgali.
Cień już czuł smak zwycięstwa, gdy wtem wiatr gwałtownie zmienił kierunek i powiał w stronę elfów, niosąc ciężki smród urgali. Konie parsknęły gniewnie, zarzucając łbami. Jeźdźcy zesztywnieli, rozejrzeli się niespokojnie, błyskawicznie zawrócili wierzchowce i pogalopowali z powrotem.
Rumak elfiej damy wystrzelił naprzód, pozostawiając strażników daleko w tyle. Porzucając kryjówkę, urgale wypuściły za nimi deszcz czarnych strzał. Cień wyskoczył zza pnia i wykrzyknął:
– Garjzla!
Z jego ręki wytrysnął czerwony płomień, zalewając drzewa blaskiem barwy krwi. Promień trafił wierzchowca elfki, który runął na ziemię z ogłuszającym kwikiem. Elfka z nieludzką szybkością zeskoczyła mu z grzbietu, wylądowała lekko i obejrzała się przez ramię na strażników.
Śmiercionośne strzały urgali zdążyły już powalić oba elfy. Wojownicy spadli ze swych szlachetnych rumaków i legli na ziemi w kałużach krwi. Urgale rzuciły się ku nim.
– Za nią! – krzyknął Cień. – To ją chcę dostać!
Stwory wymamrotały coś w odpowiedzi i popędziły ścieżką.
Na widok dwóch martwych towarzyszy, z ust elfki dobył się cichy krzyk. Postąpiła krok ku nim, potem jednak przeklęła wrogów i śmignęła w las.
[darmowy fragment książki "Eragon", strony 10-12]