Pełna humoru, zazdrości, przedziwnych smaków i odrobinki czarów książka przeznaczona raczej dla kobiet. Przeczytanie jej nie przyniesie jednak ujmy mężczyznom. Przeciwnie, pomoże zrozumieć to, co niezrozumiałe: kobiety.
Weronika to bohaterka, która mówi językiem polskich singielek. Marzących jak ona o wielkiej miłości i barwnym, pełnym przygód życiu. Złoszczących się na nadopiekuńczą matkę i wypijających hektolitry czerwonego wina z przyjaciółką.
Powieść Małgorzaty Maj przeczytałam w dwa deszczowe listopadowe wieczory.
To idealne czytadło na poprawę nastroju. Lekkie, smaczne i dowcipne.
Polecam!
Magda Kuydowicz, dziennikarka TVN Style
Długo czekałyśmy na polską Bridget Jones. Jeśli lubiłyście angielską singielkę z Londynu z dziennikiem pod pachą, pokochacie też Weronikę z Kołobrzegu, która waży przynajmniej tyle samo co Jones, ale jest jeszcze beznadziejniej niż ona zakochana, ma gorszego szefa-tyrana i bardziej zwariowaną przyjaciółkę wróżącą z fusów oraz wścibską matkę próbującą
sterować jej życiem za pomocą tarota... Wciągająca historia miłosna, smakowita intryga i dramat, a wszystko podszyte pokaźną dawką subtelnej erotyki.
Gabriela Rapiej, redaktor prowadząca ofeminin.pl
Weronika, dziennikarka lokalnej gazety, ma skłonności do tycia, puchatych kapci w kształcie kotów i związków ze zdrajcami bez serca i honoru. Liżąc rany po wyjątkowym draniu, podejmuje decyzję, by raz na zawsze skończyć z facetami. W tym samym dniu spotyka na ulicy niebieskookiego mężczyznę.
Jej serce i wola zostaną wystawione na ciężką próbę.
Żorż, Feliks, Ewa oraz Marta ? grupa wsparcia, złożona z najbliższych członków rodziny i przyjaciół, sekunduje Weronice. Jednak stawianie tarota, odczytywanie aury, dobre rady i jedzenie gołąbków to za mało, kiedy trzeba stanąć oko w oko z chorobą.
Siedziała z podkulonymi nogami w kącie kanapy i jadła surowe ciasto w nadziei, że wraz z zaklejonymi ustami sklei złamane serce. W parę minut opróżniła miskę. Oblizała palce i sięgnęła po telefon.
? Córuś?
? To już koniec ? chlipnęła.
? Pozwól, że ja to ocenię ? opanowanym tonem sapera nad niewypałem odpowiedziała matka.
? No jak mówię, że koniec, to koniec. Byliśmy w Błędnej Owcy.
? Błąd, cholera, mogliście do Królika, ładnie ci w niebieskim, chociaż w Owcy jest dobre światło. (?)
? To bez sensu, on mnie nie chce i już ? krótko zrelacjonowała spotkanie. Kiedy doszła do sceny pożegnania, rozbeczała się w głos.
? To, że nie wsunął ci języka do ucha na pierwszej randce, o niczym nie świadczy.
? Mamuś, to nie była randka, tylko jakieś pieprzone służbowe spotkanie!
? Jak ma na imię, co robi, jak się nazywa? ? Ewa Sasińska była w swoim żywiole.
? Niczego mi nie wsuwał i nie wsunie nigdy w nic! Mamuś? ? szlochała.
? Imię, nazwisko, zawód. ? Inspektor Ewa na tropie.
? Jeerzyyy jest ortopedą, od kolan najbardziej, i jest cudowny. (?)
Weronika właśnie przeglądała pudełka ze świątecznymi ozdobami i odgryzła głowę cukrowemu barankowi. Smakował kurzem.
? Wychowałam rozwielitkę. A teraz dokładnie, po kolei i z podziałem na role.
(fragment powieści)