W kontynuacji bestselerowej erotyczno-romantycznej powieści Sylvia Day na nowo komplikuje losy urodziwych, pewnych siebie i mocno skrzywdzonych przez los Evy i Gideona. On młody, przystojny i niewyobrażalnie bogaty. Ona piękna, stojąca u progu kariery w świecie reklamy. Mają wszystko, o czym pragną młodzi ludzie, a na dodatek kochają się i mieszkają na Manhattanie... Namiętne uczucie i bardzo udany seks, które ich połączyły, okazują się niewystarczające, by zbudować stabilny związek. Oboje targani duchami traumatycznej przeszłości nie potrafią do siebie dotrzeć. Nieustanne sprzeczki, i gwałtowne wybuchy złości sprzyjają kolejnym, coraz bardziej męczącym rozstaniom. Erotyczne, niezwykle obrazowe epizody przeplatające się z atakami histerii kochanków sprawiają, że Eva i Gideon doprowadzają siebie do granic wytrzymałości ludzkiej. Sprawiające ból pożądanie i wzajemna obsesja nie pozwalają im ostatecznie zakończyć trudnego związku. Desperacko potrzebują fizycznego i emocjonalnego kontaktu.
Fabuła nabiera jeszcze większego smaku, w momencie gdy na jaw wychodzą mroczne sekrety władczego Gideona i pojawiają się osoby, które w przeszłości na zawsze zmieniły życie głównych bohaterów. Jak Eva zareaguje na kontakt z molestującym ją w dzieciństwie Nathanem? Czy odnowiona znajomość Gideona z byłą narzeczoną przyczyni się do definitywnego zakończenia toksycznego związku?
Darmowy fragment książki:
1
Nowy Jork kręcił mnie równie mocno jak jeszcze jedna rzecz w moim życiu. Jak w soczewce odbijały się w tym mieście możliwości nowego świata oraz tradycje świata dawnego. Konserwatyści przyjaźnili się z kochającymi wolność artystami, a szkaradne osobliwości współgrały z unikatowymi okazami. Wibrująca energia miasta napędzała krwiobieg międzynarodowej finansjery i przyciągała jak magnes międzynarodową społeczność.
Mężczyzna, który stanowił ucieleśnienie tej nowojorskiej żywiołowości, nieokiełznanej ambicji i znanej na całym świecie potęgi, właśnie mnie z... i doprowadził do dwóch potężnych orgazmów.
Skradając się na palcach do wielkiej garderoby, zerknęłam na łóżko, na którym leżała zmięta od naszego baraszkowania pościel. Już na samo wspomnienie poczułam dreszcz podniecenia. Wciąż miałam wilgotne włosy po prysznicu, a moje nagie ciało skrywał tylko ręcznik, którym się owinęłam. Miałam się stawić w pracy za półtorej godziny, co oznaczało pośpiech. Uświadomiłam sobie, że będę musiała uwzględnić w grafiku czas na poranny seks, bo inaczej zawsze będę w niedoczasie. Gideon Cross właśnie się budził, żeby kolejny raz podbić świat. Zaczynał od podboju mojej skromnej osoby, co sprawiało mu wyjątkową przyjemność.
Prawda, jaką byłam szczęściarą?
W Nowym Jorku czuć było w powietrzu czerwcowe lato i wyraźnie się ociepliło. Postanowiłam włożyć spodnie z naturalnego lnu oraz sweterek bez rękawów w ciepłym szarym kolorze, który pasował do moich oczu. Ponieważ nie umiałam układać sobie włosów, związałam je w zwykły kucyk. Zrobiłam sobie makijaż i kiedy wreszcie wyglądałam jako tako, wyszłam z sypialni.
Przechodząc przez korytarz, usłyszałam głos Gideona. Był niski i ostry, więc zadrżałam ze strachu, że się rozzłościł. Nie wkurzał się łatwo... chyba że na mnie. Wtedy krzyczał i klął, a nawet szarpał dłońmi swoje wspaniałe kruczoczarne włosy sięgające mu do ramion.
Zazwyczaj Gideon potrafił poskromić swoją gwałtowną naturę. Po co miał krzyczeć na ludzi, skoro i tak trzęśli portkami, kiedy tylko przelotnie na nich spojrzał albo rzucał pod ich adresem zdawkowy komunikat.
Gideon był w swoim gabinecie. Stał odwrócony plecami do drzwi, ze słuchawką bluetooth w uchu i ze skrzyżowanymi rękami wyglądał przez okno na Piątą Aleję. Wydawał się samotny, odcięty od otaczającego go świata, a zarazem w pełni gotowy, żeby nim władać.
Z ręką na klamce przyglądałam mu się szeroko otwartymi oczami. Byłam pewna, że to, co widzę, robi jeszcze większe wrażenie niż panorama rozpościerająca się przed Gideonem. Z miejsca, w którym stałam, widziałam jego górującą nad drapaczami chmur sylwetkę, tak samo władczą i imponującą jak one. Gideon zdążył się wykąpać, zanim wygrzebałam się z łóżka. Jego ciało, od którego byłam całkowicie uzależniona, opinały dwie części drogiego, szytego na miarę trzyczęściowego garnituru, do którego miałam wyjątkową słabość. Patrzyłam na jego idealny tyłek i masywne plecy wbite w kamizelkę.
Na ścianie wisiał duży kolaż naszych zdjęć, wśród nich jedno intymne, które mi pstryknął, gdy spałam. Większość fotek zrobili nam paparazzi, śledzący każdy krok Gideona Crossa. Był właścicielem Cross Industries i w wieku dwudziestu ośmiu lat, kiedy jego rówieśnicy jeszcze rozwozili pizzę, wspiął się na listę dwudziestu pięciu najbogatszych ludzi na świecie. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to do niego należała lwia część Manhattanu. Bez dwóch zdań był najgorętszym ciachem na tej planecie, a na dodatek we wszystkich swoich gabinetach robił wystawy z moich zdjęć, jakbym była dla niego równie przyjemnym widokiem, jak ON dla mnie.
Gideon odwrócił się z wdziękiem w moją stronę i przygwoździł mnie swymi lodowatobłękitnymi oczami. Nie był zdziwiony, widząc mnie gapiącą się na niego w progu. Kiedy tylko znajdowaliśmy się blisko siebie, przelatywały między nami iskry, nabrzmiewało przeczucie tego, co zaraz nastąpi, podobne do zastygłej ciszy przed nadejściem burzy z grzmotami i błyskawicami. Możliwe, że specjalnie poczekał, zanim odwrócił się w moją stronę, wyłącznie po to, abym mogła napatrzeć się na niego do woli. Dobrze wiedział, że uwielbiałam to robić.
Gideon Cross był mrocznym i niebezpiecznym człowiekiem. I należał do mnie.