Shane Hegarty doskonale wie, jak napisać dobrą powieść grozy dla młodszych czytelników, którzy także nieraz lubią się bać. Wszyscy ochotnicy, którzy pragną odnaleźć miasteczko Darkmond muszą wiedzieć, że nie da się tam trafić celowo. Można się tam znaleźć jedynie przez przypadek. Ale jak już się tam znajdziesz, będziesz chciał jak najszybciej uciekać. Jest to bowiem jedyne miasteczko na świecie, gdzie zdarzają się napady Legend ze Skażonych Ziem. To wszystko sprawia, że każdy mieszkaniec Darkmord chciałby choć przez chwilę pobyć mieszkańcem innego, choćby najbardziej ponurego miasteczka.
Na szczęście, miasteczko Darkmord już od wielu pokoleń jest chronione przez pewną rodzinę łowców Legend, więc ludzie mogą czuć się w miarę bezpiecznie, chyba że Łowcy zawiodą. Jednym z nich jest dwunastoletni Finnie. Jest to raczej przyszły Łowca Legend i zarazem następca swojego ojca. Ma on jednak pewien problem - chłopiec doskonale zna teorię, ale niestety nie jest dobrym praktykiem, co sprawia, że zdecydowanie woli on leczyć zwierzęta niż napadać na potwory. Nie jest niestety wymarzonym kandydatem na Łowcę Legend. Mimo tych wad, jego ojciec wierzy, że nastolatek da sobie radę, a długie i żmudne treningi mają go przygotowywać na najgorsze. Przed oficjalnym objęciem tytułu Łowcy Finniego czeka wielka ceremonia mianowania. Czy młody chłopak przejdzie bez szwanku ten wielki egzamin?
"Miasteczko Darkmord" to młodzieżowa książka przygodowa. Co jest jej atutem? Na pierwszy plan wysuwają się wszechobecne obrazki, które na pewno ubarwiają fabułę, sprawiając, że całość czyta się jeszcze lepiej. Wizualna oprawa zasługuje na piątkę. Na medal jest również fabuła. Młody czytelnik ma wrażenie uczestniczenia w pojedynkach między Łowcami a potworami już od pierwszych stron.