Wiecie, czym jest "baba"? W slangu ludzi, którzy nie stronią od substancji psychoaktywnych, nazywa się tak mały kartonik nasączony LSD z wizerunkiem jadącej na rowerze postaci. Nawiązuje to do pierwszej, legendarnej już wycieczki rowerowej Alberta Hofmanna, odkrywcy tej substancji, po zażyciu eksperymentalnej dawki. A więc "baba" to nazwa z gruntu nieprawidłowa, ale cóż, przyjęła się.
Albert Hofmann, znakomity szwajcarski chemik, poszukiwał w latach 30-stych leku stymulującego układ oddechowy. Zsyntetyzował w tym celu wiele substancji, w tym także dietyloamid kwasu lizergowego, w skrócie LSD. Substancja rozczarowała naukowca. Dopiero pięć lat później, w roku 1943, zauważył, że ma ona jakieś dziwne działanie na ośrodkowy układ nerwowy. Zażył więc 250 mikrogramów środka, wsiadł na rower i pojechał do domu. Owa rowerowa przejażdżka na kwasie uliczkami Bazylei była początkiem nowej ery.
Hofmann uważał, że odkrył "lek dla duszy". Według niego LSD miało ogromny potencjał terapeutyczny. Promował stosowanie odkrytej przez siebie substancji w psychiatrii, w leczeniu uzależnień, w badaniach nad świadomością. Z rozpaczą patrzył, jak LSD staje się używką braną jedynie w celach odurzenia się i jak trafia na listy substancji zakazanych w coraz to nowych krajach.
Prawda, że dla wielu osób zażycie substancji, po której można zobaczyć smoki i wejść do innego wymiaru, okazało się doświadczeniem skrajnym. Z jednej strony niebezpiecznym, z drugiej zaś rozbudzającym potencjał twórczy. Przykładem niech będzie cała kultura hipisowska i muzyczna rewolucja, jaką stał się psychodeliczny rock.
Rok przed śmiercią Hofmanna, w roku 2007, szwajcarski ustawodawca dopuścił LSD do zastosowań badawczych. Dla jego odkrywcy musiał to być moment absolutnie wyjątkowy. Liczący sobie wówczas przeszło sto lat uczony mógł spokojnie zamknąć oczy. Jaki jednak był początek tej długiej drogi? Jak wyglądały narodziny LSD? Oddajmy głos człowiekowi, dzięki któremu ten niezwykły narkotyk ujrzał światło dzienne.